Czasami wychodzisz z rozmowy kwalifikacyjnej szczęśliwy, jak mało kiedy. Takie dobre wrażenie! Tak bardzo spełnione kryteria! Na pewno zadzwonią! Ale nie dzwonią. A Ty zastanawiasz się dlaczego. Prawda czasami jest brutalna.
Wiele jest czynników, które wpływają na rezultat rozmowy kwalifikacyjnej: Twoje umiejętności autoprezentacji, doświadczenie, ubiór, celność udzielanych odpowiedzi. Zwykle powodem odrzucenia jest to, że wśród kandydatów był ktoś, kto ma większe umiejętności. Niekoniecznie zawodowe. Czasami ważniejsze są te miękkie, związane z nawiązywaniem znajomości.
Rozmawiałem w ten weekend z przyjaciółką, która zajmuje się zasobami ludzkimi. Na rozmowę o pracę w firmie, dla której pracuje, przyszła kandydatka. Doświadczona, posiadająca odpowiednie kwalifikacje, znająca branżę. Rekrutowała ją inna osoba z tego samego biura. Po godzinnym wywiadzie wraca i mówi: Kwalifikacje OK, widać, że zna się na tym, całkiem ogarnięta. Ale w życiu jej nie zatrudnię. Nie mogłabym pracować z taką osobą. A nawet jeśli ja ją przepuszczę, to nasz szef i tak ją zdyskwalifikuje.
Odrzucona.
Inna, również oparta na faktach historia. Do firmy, z którą współpracowałem CV wysłał młody chłopak. Aplikował na płatne praktyki. Dostał zaproszenie na rozmowę, które później zostało anulowane. Dlaczego? Jego papiery trafiły do osoby, która znała go i nie życzyła sobie, by ta osoba była w jego zespole z powodu złych doświadczeń we współpracy we wcześniejszej firmie.
Odrzucony.
Dziwią Was takie zachowania? Mnie nie. Nikt nie chce pracować z kimś, kogo nie lubi lub komu nie ufa. A czy nie jest nieetyczne ocenianie sympatii do kogoś po jednym spotkaniu? Może i jest, ale mając innego (nawet trochę gorszego) kandydata, nie każdy będzie się chciał przekonać, czy pomylił się w ocenie charakteru.
Szef będzie patrzył na kandydata jak na osobę, która ma wzmocnić firmę.
Widzisz, osoba, która prowadzi swoją firmę lub rozwija swój zespół stoi przed wieloma wyzwaniami, ma swoje problemy i musi działać tak, żeby firma zarabiała. Dlatego lider czy przedsiębiorca nie będzie patrzył na kandydata jak na osobę, która nie może znaleźć pracy od dwóch lat. Będzie patrzył na kandydata jak na osobę, która ma wzmocnić firmę. A ciężko jest wzmocnić firmę przyłączając do zespołu osobę, która nie budzi sympatii, nie pasuje do kultury organizacyjnej lub mamy informacje, że na danej osobie nie można polegać. Każdy dba o swój interes i wszystkich niestety nie da się zadowolić.
Powiesz, że to niesprawiedliwe, chamskie i powinno być tępione. Prawda jest jednak taka, że nikt nie chce pracować z kimś, kogo nie lubi. A niektórzy ludzie po prostu do siebie nie pasują. Więc jeśli mają wybór, wybierają mniejsze zło dla siebie.
Powiesz, że to niesprawiedliwe, bo nie powinno się oceniać ludzi. A ile razy idziesz ulicą i oceniasz innych na podstawie ich wyglądu, zachowania, sytuacji wyrwanych z kontekstu? Że niby to nie są sytuacje zawodowe i wtedy wolno? Nie zachowujmy się jak dzieci. Rozmowa kwalifikacyjna jest po to, by ocenić kandydata. I czasami wypadniecie świetnie na każdym polu, tyle że po prostu nie nawiążecie nici porozumienia z drugą osobą.
Nikt nie chce pracować z kimś, kogo nie lubi lub komu nie ufa.
Pamiętajcie, że w większości przypadków rekrutować Was będą nie profesjonaliści, a osoby które potrzebują pracownika w swojej małej lub średniej firmie. A nawet jeśli traficie do profesjonalisty działającego na czyjeś zlecenie, to i tak nikt Wam nie da pracy w oparciu o jego opinię i zwykle raz jeszcze będzie odpytywani. I tutaj zmiennych decydujących o rezultacie spotkania będzie więcej.
Zawsze jest łatwiej nauczyć zawodu kogoś, kogo lubimy niż współpracować z profesjonalistą, który jest denerwujący. I czasami nie chodzi o to, co zrobiliście źle. Czasami po prostu komuś nie pasujecie. Nie wszyscy ludzie są tacy, że dogadają się z każdym. I jeśli mogą odsunąć problem, to go odsuną. To nie jest sprawiedliwe. Ale nikt nie będzie się przejmował sprawiedliwością społeczną, gdy trzeba myśleć o sobie i swoich zobowiązaniach.
Równie często jest tak, że przypadłeś do gustu rekruterowi, masz odpowiednie kompetencje i w ogóle jesteś idealny na to stanowisko a mimo wszystko nie dostajesz pracy. Bo ktoś „po znajomości” Cię wygryza.
Tak jest często, gęsto. Plecy są ważne, bo więcej można załatwić jak ktoś powie komuś, żeby coś szepnął komuś innemu, niż na własną ręką. No nie powiesz, że nie. Może to nie sprawiedliwie, wiele osób może się oburzy, ale przyznajcie szczerze – gdybyście mieli okazję świetnej pracy po znajomości, odrzucilibyście? Dla samej zasady?
Ja nie lubię słowa „Znajomości: bo ono świadczy o kolesiostwie, wspieraniu niekompetentnych i słabym ludzi. A współcześnie znajomości to bardziej siatka ludzi, których znamy. Niemniej jednak masz rację co do zasady.
Pozdrowienia :)
W zasadzie masz rację… to raczej negatywnie kojarzone słowo. A szkoda, bo siatka znajomości o której mówisz nie jest w cale niczym złym! Jeśli bierzemy pod uwagę, że pomaga znaleźć pracę kompetentnym osobom (a nie ofermom co się cisną na stołek, co myślą, że są „kimś”) to dla mnie jest to sytuacja jak najbardziej do przyjęcia! :)
Również pozdrawiam.
W firmie gdzie obecnie pracuję to w zasadzie też szefostwo popiera zatrudnienia po znajomości bo tak jest taniej i wygodniej. Jednakże takie polecone osoby też nie dostają etatu od razu, są normalnie przepuszczane przez proces. I to jest fair.
Jasne, zgadzam się w stu procentach – bardziej chodzi mi o samą nazwę, słowo, nie proces :). Też jestem zwolennikiem przyjmowania kogoś, komu ufa ktoś kogo znam niż kogoś kogo nie zna nikt.
A jakbyś miała powiedzieć co to znaczy „czesto, gęsto” w procentach. To ile by to było? I na jakiej podstawie powstała ta liczba?
Pisząc jakikolwiek komentarz przedstawiam swoją subiektywną opinię. Punkt widzenia wyrabiam na podstawie doświadczeń, obserwacji rzeczywistości, która mnie otacza i z której wyciągam pewnie wnioski. Nie inaczej było tym razem – opieram się o to co widzę wokół siebie. A widzę, że w ponad połowie przypadków, pokusiłabym się o twierdzenie, że nawet 60-70% osób które znam, szukających pracy, znalazło ją na przestrzeni kilku ostatnich lat właśnie dzięki znajomościom, czy też jak to Andrzej określił – siatce ludzi, których znali. Ktoś kogoś zapytał, ktoś komuś kogoś polecił…
Ja też znalazłem prace jeszcze na studiach dzięki „siatce znajomości”.
Wysyłając dziesiątki CV (myślę, że całkiem niezłe jak na studenta) nie dostałem żadnej odpowiedzi. Za to przebywając na konferencji studenckiej 300km od mojej miejscowości zagadałęm prezentującego i tak się zaczęło.
Myślę, że znajdowanie pracy przez polecenie (a nie tylko po „znajomości”) jest OK, jeśli nie jest wypaczone.Taka rekrutacja może być bardziej efektywna. Oczywiście, jeśli taka osoba ma wystarczające kompetencje (co nie znaczy najlepsze).
Teraz prowadząc rozmowy widzę, że ciężko znaleść dobrego pracownika, więc się szuka w tej siatce wychodząc z założenia, że jeśli mam dobrych ludzi, to oni też znają dobrych ludzi, których mogą polecić, bo podobieństwa się przyciagają i to działa pozytywnie na budowanie zespołu. A nie polecą byle kogo, bo ich opinia na tym ucierpi.
Można dużo uzyskać zadając pytania. Z biegiem lat dochodzę do wniosku, że to jedna z kluczowych umiejętności człowieka. ;)
Przypuszczam (nie wiem jaka skala), że metoda „po znajomości” króluje przede wszystkim wśród prac, które wymagają małych kompetencji i można wstawić byle kogo choć trochę ogarniętego. Może takie przypadki robią duży obrót?
Z drugiej strony współpracuje z osobami, które mają całkiem spore kompetencje merytoryczne, ale na poziomie osobowości ciężko się z nimi rozmawia, a co dopiero współpracuje. Sam bym ich nie zatrudnił, bo narzut organizacyjny w projektach jest duży.
Z resztą co będę gadał, Andrzej to już opisał. ;)
Czyli idąc na rozmowę można z góry założyć, że tej pracy nie dostaniemy.
Z drugiej strony jaki wtedy jest sens chodzić na rozmowy jeśli nie da się dostać pracy?
Po co studia itp? Lepiej od razu umrzeć.
Nadinterpretacja i negatywne podejście do tematu. Już w tytule masz użyte słowo „czasami” i czasami tak jest. Choćbyś nie wiem co zrobił, roboty nie dostaniesz w firmie X. Trzeba się spiąć i szukać dalej.