W organizacji studenckiej zdobędziesz cenne doświadczenie i poznasz wspaniałych ludzi. Ale musisz być ostrożny, bo oprócz nawyków dobrych możesz zarazić się też złymi. A ich wyleczenie jest długotrwałym procesem.
Przez wiele lat działałem w organizacjach studenckich. Byłem prezydentem, członkiem zarządu ds. PR, koordynatorem projektów lokalnych i międzynarodowych. Działalność była niezwykłą przygodą i zawsze do tej pory wypowiadałem się na temat takich aktywności w samych superlatywach. Ale dzisiaj zmieniam narrację. Opowiem Ci o zagrożeniach, które niesie ze sobą działalność w studenckich NGO. Jest ich całkiem sporo i nie chodzi mi o uzależnienie od alkoholu.
Praca w wolontariacie jest niebiańsko satysfakcjonująca. Kiedy już odkryjesz, jak wiele korzyści osobistych wiąże się z koordynowaniem projektów pozarządowych i jak szybko postępuje Twój rozwój, wciągniesz się. A to jest niebezpieczne.
Właśnie w taki sposób wciągniętych zostało wielu moich znajomych i ja. Oprócz wartościowych nawyków przejęliśmy także trochę skrzywień, które ciężko wyeliminować będąc pracownikiem czy właścicielem firmy. Jakie to nawyki? Wymienię 5.
Zawsze angażuj się na 100%
Szybki rozwój, ludzie nadający na tych samych falach oraz w sumie duża odpowiedzialność, która na Tobie spoczywa – te 3 składniki powodują, że organizacja studencka może stać się całym Twoim życiem. Ludzie, którzy nie są członkami stowarzyszenia słuchając Ciebie czasami mogą mieć wrażenie, że wpadłeś w sidła kultu. Bardziej aktywne organizacje mają grupy robocze i przygotowują kilka projektów jednocześnie, a Ci najbardziej zaangażowani członkowie każdego dnia mogą działać w innym zespole i pomagać przy różnych projektach.
Brzmi jak sekta – to słowa, które padały z ust znajomych całkiem często. Padają cały czas (w jakiś sposób wciąż jestem związany z AEGEE i słyszę, co mówią obecni członkowie). Z boku faktycznie trochę tak to wygląda. Organizacje mają swoje cotygodniowe spotkania. Co kilka miesięcy członkowie z różnych miast organizują zjazdy, na których gra się w gry towarzyskie i tańczy rytualne tańce. Brzmi dziwnie? Zdecydowanie. Ale w rzeczywistości jest zabawne i satysfakcjonujące.
Gdy odchodzisz z organizacji nagle czujesz się nieswojo. Masz mało pracy (8 godzin? Co to jest) i bardzo dużo wolnego czasu. Więc pracujesz więcej, bierzesz nadgodziny i wciąż dajesz z siebie 100%. Taka intensywność sprawdza się w organizacji, w której Ty decydujesz, co robisz. W przypadku pracy zawodowej, gdy codziennie wykonujesz podobne zadania, w dłuższej perspektywie prowadzi do szybszego wypalenia zawodowego. Ważne, żeby mieć tego świadomość.
Zaniedbujesz rodzinę i znajomych
Pełne zaangażowanie prowadzi do kolejnej rzeczy: zaniedbywania najbliższych, którzy nie są związani z organizacją (znowu: brzmi jak sekta, co?).
Na studia magisterskie przeprowadziłem się do Poznania. Wiesz, ile osób z mojego kierunku znam dobrze? ZERO. Nikogo. Na cześć jestem z kilkoma osobami. Za to jeśli chodzi o AEGEE – tu lista moich dobrych znajomych i przyjaciół jest bardzo długa. Nie przeszkadza mi to, ale zdecydowanie można to uznać za niepokojące.
Jako usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że w trakcie robienia magisterki nie tylko działałem, ale też pracowałem. Pracy nie byłem w stanie olać tak, jak studiów, więc tutaj lista znajomych i dobrych znajomych też jest całkiem pokaźna. To też mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, bardzo cieszy.
Ludzie ze studiów prawdopodobnie w ogóle nie przejmowali się tym, kim jestem. Ale i w domu bywałem dość rzadko. Projekty, szkolenia i zjazdy studenckie bardzo często odbywają się w weekendy. To powodowało, że w domu rodzinnym byłem 3-4 razy w roku. Gdy wracałem do Wielkopolski plecak wypełniony słoikami wbijał mnie w ziemię niczym Pudzian Najmana w matę.
Musisz być miękkim dla ludzi
Nie zrozum mnie źle. Nie uważam, że ludzi powinno się tyrać. Ale nie jestem też najmilszą osobą na świecie i w chwilach kryzysowych za najbardziej skuteczną uważam postawę surowego ojca. Lepiej jasno i wyraźnie powiedzieć komuś, co zrobił źle, niż bawić się w gładkie formuły, które rozmywają ideę przekazu.
W organizacji jest to trudne. Ludzie, którym nie płacisz mogą po prostu z dnia na dzień porzucić swój projekt, a o negatywnych doświadczeniach powiedzą swoim znajomym. Dlatego w organizacjach ludźmi zarządza się bardzo miękko. Chwali się i nagradza, a każdą krytykę podaje w jak najbardziej zawoalowany sposób. Albo w ogóle się ją przemilcza, na koniec projektu dziękując po równo wszystkim.
Przełożenie tej miękkiej postawy na pracę zawodową może mieć fatalne skutki dla działania firmy, która jest mniej wydajna, bo szef nie potrafi jasno wyrazić, jakich zmian w zachowaniu pracownika oczekuje. Fatalne skutki mogą też dotyczyć przyzwyczajonego do samych pochwał pracownika (chociaż rzadziej), który nagle dostaje – w swoim mniemaniu – mokrą szmatą po twarzy.
Cały czas sprawdzaj maila
Gdy byłem w zarządzie organizacji studenckiej dziennie czytałem nawet 50 maili. Od sprawdzenia maila zaczynałem dzień, czytałem je do obiadu i przed pójściem spać. Szybka odpowiedź na pytania koordynatorów była dla mnie priorytetem. Wtedy uważałem to za coś niezwykle wartościowego. Teraz wiem, że jest to straszny nawyk, którego próbuję oduczyć się do dzisiaj.
Pracuj w weekendy
Gdy pracujesz jako wolontariusz, robisz to w swoim wolnym czasie, a więc popołudniami i w weekendy, czasami do późnych godzin. Nie nazywasz tego pracą, bo przecież robisz to, co lubisz, a do tego uczysz się i rozwijasz. Same plusy. Ale będąc członkiem organizacji przez kilka lat, przez cały ten czas pracujesz popołudniami i w weekendy, czasami do późnych godzin. To też wchodzi w nawyk, którego ciężko się pozbyć, zwłaszcza jeśli otwierasz swoją działalność. W końcu znowu robisz to, co lubisz. A wtedy trudno zachować balans pomiędzy życiem i pracą.
Będąc młodym i ambitnym człowiekiem łatwo przegiąć. Warto zdawać sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje może mieć takie przeginanie, które na początku jest przyjemne, ale po pewnym czasie staje się niezdrowe i ma znamiona nałogu. Jeśli o czymś wiesz, możesz temu zapobiegać. A wtedy działalność w trzecim sektorze będzie jeszcze wspanialszym doświadczeniem.
Hmmm, ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat. Nie należałam nigdy do żadnej studenckiej organizacji.
W dzisiejszych czasach chyba wszyscy mamy problem ze znalezieniem umiaru i własnych wartości. Presja ze strony otoczenia, ambicje, chęć osiągnięcia tak wiele w tak krótkim czasie… Łatwo w tym wszystkim się pogubić. Niech ten wpis będzie inspiracją dla wszystkich, którzy widzą, że „coś się dzieje”, ale nie wiedzą, co z tym zrobić.
Bardzo fajnie to podsumowałaś :) Dzięki!
Halo halo, ja za to w organizacji studenckiej byłam, więc się wypowiem
;) Osobiście AEGEE to był mój najlepszy wybór podczas studiów, i mówiąc
szczerze żałuję, że nie przyłożyłam się bardziej do działania. Bo ok,
praca w weekendy, angażowanie na maksa, zajmują czas, ale na co innego
byś ten czas wykorzystał? Ograniczanie robienia tego co lubisz bo nie
wypada tyle czasu na to poświęcać podchodzi pod samoumartwienie ;) (może
poza epickimi melanżami Agorowymi itp – to trudno na dłuższą metę
usprawiedliwiać…)
osobiście po wielu latach działania w organizacji studenckiej dodałabym jeszcze jeden frustrujący punkt jeśli trafi się do większej firmy zawodowo, a mianowicie brak dostępu do pełnej wiedzy o tym co się dzieje w firmie i wiekszej możliwości wpływania na nią. Organizacje studenckie często mają podobną ścieżkę rozwoju – członek organizacji, koordynator projektu/procesu i dalej członek zarządu. Szybko zyskuje się realny wpływ na kształt organizacji i wiedzę o każdym jej zakamarku. Dla mnie to było jak zderzenie ze ścianą w pracy zawodowej, kiedy okazało się, że niejednokrotnie ciężko dowiedzieć się jakie są realne przesłanki zarządu za taką a nie inną decyzją, jakie firma osiąga wyniki etc. Mimo tego jest cała masa plusów jakie dała mi obecność w organizacji i nie zamieniłabym tego doświadczenia na nic innego! :)
Powiem w skrócie. Byłem w AEGEE, jasne że „ludzie” mówili że to sekta. Jasne że pojawiała się krytyka, że to zabiera za dużo czasu. Tylko, czy inwestycja w siebie, w dodatku dobrowolna i przyjemna, jest taka zła? To po owocach poznaje się ostatecznie, czy nasz wybór był dobry. W moim przypadku, zdecydowanie tak. Ogromny rozwój umiejętności miękkich, zarządzania własnym czasem, a nawet innymi ludźmi. To jest coś, czego nie uczą na studiach, a bez czego bardzo ciężko wejść w dorosłość.
A to że po wyrwaniu się z nawyków ciągłej pracy mam nagle za dużo wolnego czasu? Przecież to też plus. To na brak czasu się zazwyczaj narzeka, a ja po prostu wiem jak ten czas wygospodarować;)