W którym miejscu znajduje się granica wielkich osiągnięć? Jak wielu ludzi musi poświadczyć, że odniosłeś sukces, zanim będziesz mógł powiedzieć: Jestem zwycięzcą?
Ludzi można dzielić ze względu na różne kryteria. Płeć, wzrost, religia, kolor skóry – to te najbardziej popularne podziały, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby tworzyć inne, jeśli widzimy taką potrzebę. Możemy więc podzielić ludzi pod względem ich podejścia do picia wody z kranu lub osiąganych sukcesów.
Biorąc pod uwagę kryterium sukcesu, możemy mówić o ludziach:
- którzy nie doceniają swoich sukcesów
- którzy doceniają je odpowiednio
- którzy przeceniają swoje sukcesy
I ta trzecia grupa jest coraz liczniejsza. Żyjemy w śmiesznym świecie w którym sukces bardzo często rozumiany jest jako bycie kimś znanym, popularnym i zarabiającym na swojej popularności.
Ludzie od zawsze szukają sposobu, by wzbogacić się w sposób szybki i lekki. Ale dopiero w XXI wieku pogoń za łatwym i źle rozumianym sukcesem stała się tak powszechna i tak intensywna.
Ten niezdrowy trend bardzo dobrze uwypukla ostatnia akcja promocyjna DDOB prowadzona dla marki Next. Next to marka odzieżowa, która niedługo pojawi się na polskim Allegro. DDOB prowadzi casting – wystarczy repostować grafikę z Instagrama, by mieć szansę zostać twarzą Next. Agencja zaangażowała youtuberów i influencerów, którzy pomogli w promocji akcji. Efekt? W ciągu 2 tygodni zdjęcie konkursowe zostało repostowane ponad 3,5 tys. razy.
3 i pół tysiąca młodych ludzi (kampania adresowana jest do pokolenia Z), stwierdziło, że spróbuje. Napisałbym: spróbuje swoich sił, ale ciężko mówić o jakimkolwiek wysiłku, jeśli chodzi o przekazanie dalej grafiki promocyjnej. Napiszę więc: 3 i pół tysiąca młodych ludzi stwierdziło, że spróbuje zostać gwiazdą.
Oczywiście wśród nich byli tacy, którzy posiadają spore zasięgi i mnóstwo followersów, a Instagram jest dla nich kanałem, w którym od dłuższego czasu budują swoją markę, dbając o społeczność i pracując na popularność. Ale obok nich znalazły się 15 i 16 letnie dzieci, które nasłuchały się historii o sukcesie Reziego i Bibera i wydaje im się, że kamera internetowa to wszystko, czego trzeba by zostać KIMŚ popularnym.
Żeby było jasne, nie krytykuję samej kampanii. DDOB perfekcyjnie wykorzystało pogoń młodzieży za łatwym i źle pojmowanym sukcesem. Świetny ruch, dzięki któremu rozpoznawalność marki Next w grupie docelowej poszybowała na wysokość Everestu.
Tyle że sukces akcji tak samo jak wzbudza mój podziw, tak samo mnie niepokoi.
Kiedyś chodziło o to by czegoś dokonać, teraz o to, żeby kimś być
Margaret Thatcher
– Mój 9-letni kuzyn zażyczył sobie na komunię kamerę, bo powiedział, że będzie nagrywał czelendże na YouTube’a – usłyszałem kilka miesięcy temu.
Myślę, że nie był to jedyny 9-letni kuzyn w Polsce, który zapragnął właśnie takie prezentu. Tak, jak dzieciaki z mojego pokolenia marzyły o zostaniu piłkarzami i aktorkami, tak dzisiejsze dzieci marzą o byciu popularnymi youtuberami i influencerami.
Zresztą, nie tylko dzieci. Odpal sobie instagrama. Moje ulubione, wypełnione pięknymi zdjęciami medium jest też wylęgarnią laseczek, których jedynym pomysłem na prowadzenie kanału jest pokazanie cycków i nadzieja, że fotka trafi na profil typu Piękne Polki, który będzie trampoliną do wielkiej popularności, czyli sukcesu. Sukcesu zbudowanego na półnagich zdjęciach.
O tym, jak bardzo potrafimy przeceniać swoje osiągnięcia pisał na swoim blogu Tomek Michniewicz – podróżnik i dziennikarz.
„Podróże najwyraźniej stają się wehikułem autolansu” – ciężko mi się nie zgodzić z Tomkiem. Wystarczy posłuchać opowieści z dalekich krain, z których powracają znajomi. JA we wszystkich formach to chyba najczęstsze słowo, które powtarza się w trakcie relacji. Nie widzę w tym nic złego, jeśli urlop jest urlopem, a relacja prowadzona jest dla grona znajomych. Ale zdecydowanie zgadzam się z Tomkiem, że prezentowanie autostopego tripa z Warszawy do Lwowa, jako wyprawy życia, która odmieniła moje myślenie na zawsze jest co najmniej przesadzone. Zgoda, może być rozpatrywane w ramach sukcesu osobistego, ale – moim zdaniem – niczego więcej.
Kamera, aparat lub dostęp do internetu mogą być kluczem do popularności. Ale przekręcanie tego klucza wymaga wysiłku. W przypadku dzieci ten wysiłek często wykonują rodzice. Młodzi, świadomi już ludzie kręcą sami, ale wychodzi tylko tym, którzy kręcą wytrwale. Tego wysiłku nie widać siedząc po drugiej stronie ekranu i ciesząc oczy efektami końcowymi.
Już dzisiaj firmy narzekają, że trudno znaleźć pracownika, który chce zaangażować się w życie firmy i rozumie znaczenie słów: ciężka praca. Oczywiście zaraz odezwie się ktoś, kto zasugeruje, że pracować nie należy ciężko, tylko mądrze. Proszę Cię, to jeden z największych mitów i jedna z największych bzdur, które powtarzają ludzie.
Jeśli właśnie otworzyłeś swój biznes, podejmujesz pierwszą pracę, brak Ci doświadczenia, to dla Ciebie
mądra praca = ciężka praca.
O mądrej pracy, która nie jest ciężka będziesz mógł pomyśleć, gdy Twoja działalność się rozrośnie i będziesz mógł pozwolić sobie na automatyzację procesów lub będziesz na tyle wartościowym pracownikiem, że pracodawcy będą się o Ciebie zabijali.
Nic w życiu nie osiągnąłeś, więc mnie nie krytykuj – te słowa jak mantra są wypowiadane przez gwiazdeczki, które wybudowały swoją rozpoznawalność na… no właśnie, na czym? Udziale w reality show? Jeśli dla nich taka rozpoznawalność jest sukcesem, to obowiązkowo dodałbym do tego sukcesu przymiotnik: osobistym. Takim samym jak dla kogoś innego ukończenie maratonu, znalezienie wymarzonej pracy, czy założenie rodziny.
Dla mnie prawdziwym sukcesem jest wartość, którą dajesz innym. A tej wartości nie zbudujesz w dwa tygodnie: pięknie się uśmiechając i prężąc pierś w kierunku obiektywu.
Mówi się, że za człowiekiem stoją jego czyny. Być może dlatego z ust ludzi, którzy osiągnęli prawdziwe sukcesy rzadko padają słowa: Jestem zwycięzcą. I być może dlatego wolą oni patrzeć na to, co zrobili, a nie po prostu przeglądać się w lustrze.
Takie pokolenie, teraz mamy. Następne będzie jeszcze inne. Dla mnie ważna jest otwartość umysłu w tym wszystkim. Bo moje pokolenie wcale nie było lepsze, po prostu było inne. Od tego, które jest teraz mogę się nauczyć czegoś wartościowego.
Nie jestem do końca przekonany, czy to jest kwestia tylko tego obecnego pokolenia.
A czegoś wartościowego można nauczyć się od każdego, 100% zgoda :)
„I być może dlatego wolą oni patrzeć na to, co zrobili, a nie po prostu przeglądać się w lustrze.” albo też frustrować się ze względu na niewystarczającą liczbę wyświetleń, czy udostępnień. Szybka i łatwa droga do rozpoznawalności w mojej ocenie ma dwie strony- dobrą i złą. Dobra strona przejawia się w ruszaniu się zza biurka i podejmowaniu różnych aktywności. Zła strona to intencje, granice i niekiedy brak instynktu samozachowawczego. No bo nic tak nie rozgrzeje profilu do czerwoności, jak zdjęcie „na krawędzi”.
Nie wiem, czy jest coś, co przeraża mnie bardziej niż wspomniane przez Ciebie zdjęcia na krawędzi. Nie potrafię tego podziwiać :O
Dużo mądrych przemyśleń. Rzeczywiście, to co widzimy na Instagramach, Snapchatach, Fejsach i YouTube’ach pokazuje, że zmierzamy w fatalnym kierunku, a postęp cywilizacyjny nieszczególnie nam się przysłużył. Coraz młodsi biorą się za życie na świeczniku (wspomniany przykład kamer na komunie – to ci dopiero!), a rodzice się na to godzą. Ba, często sami pchają dzieci np. do telewizji. Kilka show z udziałem maluchów widziałam i zdrowe to to zdecydowanie nie jest.
Natomiast nastolatkom współczuję. Cieszę się, że kilkanaście lat temu nie było takiego parcia na nowe technologie i pokazywanie się w sieci. Szczytem było klikanie na GG, czatowanie z nieznajomymi i konto na fotka.pl. Teraz wszyscy są oceniani przez pryzmat lajków i statystyk, muszą być doskonali – nic dziwnego, że coraz częściej słyszy się o młodych, którzy nie wytrzymują presji i robią sobie krzywdę.
Zdecydowanie. Fotka.pl – pamiętam, nawet konto tam miałem.
A konkursy dla dzieci są o tyle przerażające, że często dzieciaki, które tam są zgłaszane, wcale nie mają ochoty tam być.
Bardzo mądry tekst, choć nie dający łatwych odpowiedzi. Rzeczywiście, szczególnie młodym ludziom wydaje się, że „mogą być kim chcą”. Zapominają, że marzenia nie spełniają się same, że wysiłek, z jakim wiąże się osiągnięcie wyznaczonych sobie celów bywa ogromny i nie do uniknięcia. I jeszcze jedno – smutne, że młodzieży imponują „znani z tego, że są znani”… Dla mnie jedyna słuszna kolejność zdobywania popularności jest następująca – najpierw czegoś dokonaj, potem, niejako mimochodem, stań się popularny, o! :)
Niech się im wydaje, że mogą być, kim chcą – to popieram. Tylko muszą sobie zdawać sprawę z tego ile pracy to wymaga :). To moim zdaniem jest sedno sprawy :).
Fajny tekst. Według mnie stwierdzenie „mądra praca” zostało w ostatnim czasie spłycone do błędnego myślenia typu „jak w trzech krokach osiągnąć sukces”.
Ja rozumiem to tak, że dążąc do osiągnięcia czegokolwiek, należy pracować mądrze i ciężko, a nie głupio i ciężko. Mądra praca to taka, która jest zaplanowana, zrobiona porządnie i efektywna, której jestem ogromną fanką. A frustrowała mnie od zawsze robota po łebkach, bez jakiegokolwiek planu lub systemu – i to nazywam pracą głupią, bo nie pozwala dobrze gospodarować naszą energią i koniec końców to nie wiem, czy do czegoś mądrego prowadzi. Narobić się pewnie każdy potrafi, ale pracować tak, aby ta praca przyniosła oczekiwany efekt (sukces), to już jest coś. :)
Bardzo podoba mi się poruszenie tematu związanego z „mądrą pracą”.
Według mnie mądra praca to taka, która daje nam rezultaty, ale jest dostosowana do nas samych oraz do naszych zadań. By osiągnąć sukces trzeba ciężko pracować, ale to działa w obie strony. Warto znaleźć rozwiązanie, które będzie dobre pod kątem równowagi :)
Pozdrawiam mega pozytywnie