Nie lubię poruszać się komunikacją miejską. Jeżeli tylko mam wybór wolę wsiąść na rower, przejść się na piechotę lub przebiegnąć kawałek. Nie lubię ściśniętego tłumu, wszędobylskich zapachów, letniego upału i zimowego mrozu. Im bardziej zatłoczony autobus, tym mniejszą mam ochotę do niego wsiąść. Dwie rzeczy bronią transport miejski przed moim całkowitym bojkotem: możliwość szybkiego dostania się na drugi koniec miasta oraz możliwość obserwowania współpasażerów.
Zwykle w torbie wożę ze sobą książkę i notes. Ostatnio dwa razy zapomniałem jednego i drugiego więc dzielnie, ze słuchawkami na uszach, autobusem, przemierzałem krakowskie ulice i obserwowałem ludzi, którzy przemierzali je wraz ze mną. I stwierdziłem, że wiele osób totalnie nie potrafi zmienić swojego położenia. Nie potrafi, a być może nawet nie chce.
Chodzi mi konkretnie o sytuację, gdy autobus jest zapełniony, a taki ktoś stanie na środku, przed samymi drzwiami. Nie przesunie się w prawo, nie przesunie się w lewo tylko niepewnie stoi. Ludzie wsiadają i wysiadają, przeciskają się obok takiego człowieka. A człek ów, popychany we wszystkie strony panicznie próbuje utrzymać równowagę. Wystarczyłoby, żeby zrobił 2-3 kroki w bok i stałby spokojnie, a pasażerowie nie łypaliby na niego spode łba.
Najdziwniejsze jest to, że taka osoba domyśla się, że jest zawalidrogą (przynajmniej tak mi się wydaje, że się domyśla), ale nic z tym nie robi. Stoi, sama się denerwuje, ale nie zmieni swojego położenia, bo jest w wygodnym miejscu, blisko drzwi, które dają złudne bezpieczeństwo. Bo przecież jeśli stanie dalej, to może nie zdążyć wysiąść na swoim przystanku.
Być może spotkałeś się z takimi autobusowymi zawalidrogami. Pewnie Cię zdenerwowali, gdy próbowałeś ich ominąć. Prawdopodobnie przez głowę przeszła Ci myśl: „Po jaką cholerę on / na tam stoi?!”. Tak, jak tego typu ludzie stoją w komunikacji miejskiej, tak wiele osób stoi w swoim życiu. Trwają w bezruchu w sytuacji, która nie jest dla nich do końca wygodna. Wystarczyłoby zrobić mały krok, wprowadzić niewielką zmianę, żeby poprawić swoją codzienność. W przypadku autobusu ten krok jest krokiem rzeczywistym. W przypadku Twojego życia takim krokiem może być decyzja o podjęciu działania.
Sam czasami byłem zawalidrogą autobusowym. Nie z własnej woli, a raczej z braku miejsca. Ale zawalidroga zawsze ma możliwość zmiany swojej sytuacji: może wyjść z wychodzącymi z autobusu, wejść do niego po kilku sekundach i zająć wygodniejsze miejsce. Podobnie jest na co dzień. Nie ma sytuacji bez wyjścia. Wystarczy się zastanowić, rozejrzeć i wykonać krok.