Odpowiedź na pytanie postawione w tytule wcale nie jest tak łatwa, jak mogłoby się wydawać. Z matematycznego punktu widzenia wszystko powinno być jasne. Ale obliczenia i umysł kierowany strachem idą ścieżkami, które rzadko kiedy się przecinają.
Strach jest nieodłącznym towarzyszem życia. W zasadzie na jego każdym etapie doświadczamy czegoś, co wydaje się być przerażające. Gdy miałem 4 może 5 lat poszliśmy z rodzicami do obwoźnego (chociaż chyba lepiej powiedzieć: mobilnego) wesołego miasteczka. To ten typ lunaparków, które jeżdżą po małych miastach i przez kilka dni stanowią atrakcję dla dzieciaków z okolicy. No i w tym wesołym miasteczku była prosta kolejka górska – taka, która jeździ w kółko, a różnice poziomów wynoszą na niej pół metra. Wsiedliśmy do wagonika z bratem po to tylko, żeby po 20 minutach narobić rodzicom wstydu i krzykiem błagać o zatrzymanie maszyny.
Nawet nie wiecie, jak straszne to było doświadczenie. Zszedłem z rollercostera na miękkich nogach i z sercem, które chciało rozsadzić moją klatkę piersiową. Tak zaczęła się moja przygoda z prawdziwym strachem.
Gdy dzisiaj wspominam tamtą przejażdżkę zastanawiam się, czy ta sytuacja naprawdę miała miejsce. Kilka lat temu wsiadłem do podobnego wagonika w podobnym lunaparku i byłem rozczarowany tym, jak powoli elektryczny wózek toczył się po torach. Wysiadłem lekko zawiedziony, ale do dzisiaj patrzę na kolejki z mobilnych lunaparków z lekką podejrzliwością.
Nie bać się – spośród wielu cech mojego charakteru, które wymagają liftingu odczuwanie strachu jest tą, której chciałbym pozbyć się w największym stopniu. Temat lęków poruszałem już na blogu dwukrotnie: po raz pierwszy gdy nurkowałem, po raz drugi, gdy skakałem na bungee. Dzisiaj poruszę ten temat po raz trzeci, bo udało mi się przełamać kolejny wielki lęk: skoczyłem ze spadochronem.
To, że skoczyłem nie oznacza tego, że się nie bałem. Bałem się jak cholera, o czym świadczyć może ta mina, którą próbuję oszukać cały świat, że wszystko mam w dupie i że niczego się nie boję. Co najśmieszniejsze, wydawało mi się, że udaje mi się zachować kamienną twarz.
Co jest najgorszego w skoku ze spadochronem?
Najgorszy jest lot samolotem. Siedzimy w 6 osób, wszyscy w kuckach, w niewygodnych pozycjach, ściśnięci jak tubka z końcówką pasty do zębów. Samolot wygląda jakby miał 100 lat, trzęsie nim i rzuca na wszystkie strony. Co chwilę coś przeraźliwie piszczy. Rozglądam się i widzę, że jestem najbardziej zestresowaną osobą w towarzystwie. Start przyniósł pierwszy, niewielki napad paniki. W samolocie jest głośno, mimo to Koniu, instruktor z którym jestem w tandemie, wydaje się drzemać. Z każdą minutą mam więcej pytań w głowie, więc chcąc nie chcąc budzę go swoim wystraszonym głosem, próbując nim modulować tak, by brzmieć jak Johnny Bravo na podrywie:
- długo będziemy wlatywać? – Jakieś 15 minut
- A z jakiej wysokości skaczemy? 4 000 metrów, świat będzie wyglądał jak Google Maps
- Czy zdarza się, że ludzie mdleją podczas skoku? Zdarza się, zwykle już po otworzeniu czaszy.
- A wymiotują? Ze mną nikomu się nie zdarzyło.
- A dlaczego? A po co? A jak? A na jakiej wysokości już jesteśmy (zadane przynajmniej kilka razy)
Musiałem być niesamowicie denerwujący. Całe szczęście nie zadałem pytań w stylu: co się stanie, jak nam się czasza nie otworzy? Czy ktoś u Was umarł? Czy mieliście jakieś wypadki?
Przed skokiem przeczytałem, że ostatni wypadek w Polsce miał miejsce kilka dobrych lat temu, więc o to raczej się nie martwiłem. W głowie miałem też Anioły i demony, kto czytał lub oglądał ten wie, co zrobił główny bohater, by uniknąć śmierci.
Drugi atak paniki przyszedł, gdy do skoku zostało jakieś 5 minut i Koniu zaczął się ogarniać. Zapytałem, czy na tym etapie ktoś jeszcze rezygnuje. Teraz już nie można – usłyszałem. Po raz kolejny wysłuchałem instrukcji i pogrążyłem się w myślach. Musiałem przytrzymać się fotela pilota, żeby poczuć się pewniej i zacząłem wyobrażać sobie, jak cudownie będzie lecieć. Trzy główne argumenty, które powtarzałem sobie w głowie to:
- skoki są bezpieczne, będzie fajnie, na bungee też się bałeś
- jak nie skoczysz teraz to nie skoczysz nigdy, a nie chcesz umrzeć nie wiedząc jak to jest spadać w dół z samolotu
- dostałeś prezent, więc albo możesz się nim cieszyć albo możesz z niego zrezygnować
Podczas skoku najlepsze jest to, że w pewnym momencie musisz zacząć działać jak automat. Polecenie – wykonać, kolejne – wykonać. Skakałem jako drugi. Zwinęliśmy roletkę, a tu już Chester, drugi instruktor każe Michałowi wychodzić z samolotu. Siadają na krawędzi, machamy, SIAŁA BABA MAK… Nie ma Michała. Wypadł! To znaczy, wszystko jest w porządku, miał wypaść.
Nie mam czasu zastanawiać się nad tym, bo razem z Koniem człapiemy w dziwnej pozycji w kierunku otworu. Nawet nie wiem kiedy siedzę z nogami wystawionymi za samolot, pupę mam na kolanach Konia, drę się do kamery i udaję, że jestem wyluzowany. Ostatnia okejka, ostanie U U U i nawet nie wiem kiedy spadamy.
Lot
Jeśli bawiliście się kiedyś w tę grę na zaufanie, w której trzeba opaść do tyłu i liczyć na to, że stojąca za Wami osoba Was złapie, to mniej więcej znacie uczucie wypadania z samolotu. Lekki skok adrenaliny i po chwili wszystko wraca do normy. Ze spadochronem jest podobnie. Dziwne są pierwsze 2-3 sekundy, a potem zaczynasz przyzwyczajać się do prędkości i czujesz się genialnie. Z każdą sekundą lotu podobało mi się coraz bardziej, a strach minął całkowicie. Byliśmy tak wysoko, że w ogóle nie dostrzegałem tego, że ziemia zbliża się w zastraszającym tempie. Dopiero gdy zerknąłem w górę i wróciłem wzrokiem w stronę planety zauważyłem, że jesteśmy trochę bliżej.
Z jaką prędkością spada skoczek spadochronowy? Średnia prędkość człowieka spadającego z zamkniętym spadochronem i rozłożonymi rękoma wynosi ok. 180 km/h.
Szczerze mówiąc nie potrafię porównać frajdy, która towarzyszyła mi po wypadnięciu z samolotu z niczym innym, czego do tej pory doświadczyłem. Być może im większy strach, tym większa później radość i euforia. Spadaliśmy około 40 sekund, kolejne 4 minuty szybowaliśmy z otwartą czaszą, a mi wydawało się, jakby całość trwała około 2-3 minut. Za krótko! Chcę jeszcze raz!
Zawsze w sytuacjach, w których udaje mi się pokonać strach zastanawiam się, czy to uczucie naprawdę było takie silne, czy może tylko wydawało mi się, że boję się wysokości, a lęk był zwykłym urojeniem.
Myślę, że każdy lęk jest urojeniem, ale dopiero, gdy go pokonamy, jesteśmy w stanie to stwierdzić.
Wiele osób ma skok ze spadochronem na swojej liście TODO, ale jednak nie każdy jest w stanie się na to odważyć.
mi udało się osiągnąć 208 km/h jak spadałem ze skoczkiem , super sprawa polecam każedemu , człowiek dopiero czuje sie wolny :)
Zgadza się — najgorszy był lot na górę tym małym, starym, trzęsącym się samolocikiem, ale dzięki temu łatwiej było wyskoczyć, bo chciałam jak najszybciej opuścić tamto miejsce :D