Wyobraźcie sobie, że zostaliście mistrzami świata, idziecie świętować wielki sukces. Po kilku miesiącach wyrzeczeń wreszcie macie możliwość popuszczenia lejców. Budzicie się rano z pękającą głową i przerażeni zauważacie, że nie ma Waszego medalu…
Nawet, jeśli nie interesujecie się sportem to musieliście słyszeć o tym, co zrobił Paweł Fajdek. Gość obronił złoty medal mistrzostw świata w rzucie młotem. Jego ziomek, z którym dzieli pokój podczas zgrupowania zgarnął brąz. Zgodnie z zasadą, że pamięta się tylko zwycięzców, nikt nie podaje nazwiska Tego Drugiego Polaka (a to też dobry ancymon, bo rzut młotem trenuje dopiero od 8 lat. Wojtek Nowicki, doszedł w 8 lat od zera do trzeciego miejsca mistrzostw świata. Szacunek!).
Ale nie chodzi o to, co wygrali, tylko o to, co zrobili potem. A według mediów melanż musiał być naprawdę gruby, bo w Fajdku obudziło się zamiłowanie do pradawnych obyczajów i za taksówkę, którą wracał do hotelu, postanowił zapłacić złotem: swoim, świeżo zdobytym złotem.
Wiadomość ta okazała się na tyle istotna i na tyle ciekawa, że lotem błyskawicy obiegła świat. Tak działa internet: w szybkim tempie dostarcza informacji, która w dużej mierze tylko z pozoru są istotne. Dlatego o nocnych przygodach polskiego medalisty przeczytali internauci z Portugalii, Kuby, czy nawet dalekich Węgier.
Czy polski mistrz świata w przypływie oprocentowanej szczodrości naprawdę zapłacił medalem nie dowiemy się nigdy. Sam zawodnik, jak i jego manager szybko zdementowali plotkę: że niby jedno piwko, że pamiątkowe zdjęcie, że kurs w ogóle odbył się zaraz po dekoracji zawodników.
Ale oświadczenie reprezentanta nikogo nie obeszło. Tłumy internaturów, którzy na co dzień jadą po dziennikarzach Gazety, Na temat, Onetu i innych serwisów połknęły wiadomość jak pelikan rybę. Na zawodnika wylano wiadro pomyj, bo jak tak można reprezentować kraj i wiadro pochlebstw, bo gość umie się bawić i każdemu wolno świętować na swój sposób.
Tymczasem rozpowszechniana informacja została podana przez jedną agencję prasową: chińską, stamtąd trafiła do brytyjskiego The Indepentent, a następnie rozniosła się po świecie. Nikt nie próbował dotrzeć do Pawła, nikt nie zapytał o to, czy tak było naprawdę, wszyscy rzucili się na świeżego newsa. O tym, że może być jakaś inna wersja pomyślano dopiero, gdy sam zainteresowany wypowiedział się na Facebooku. Ale do przedstawienia jego tłumaczeń już nikt się nie przyłożył.
Profesjonaliści z Business Insider poszli krok dalej, bo trafili na profil Pawła, znaleźli post z wyjaśnieniami sportowca, a potem – tłumacząc się tym, że polska język trudna do tłumaczenia translatorami – napisali:
„Fakdejk seems to say that he and the hotel manager tracked down the driver and got the medal back, saying he tipped the driver and gave him a hug. (…)”
Przekręcając nazwisko i wyrywając z kontekstu fragmenty wpisu. Tak, mówimy o redakcji portalu mającego ponad 3 miliony fanów na Facebooku.
A my to bezrefleksyjnie kupujemy, bo po co myśleć i interpretować.
Szczerze mówiąc nie obchodzi mnie, czy Fajdek był pijany, czy nie. Jeśli był, to trochę dziwne, że żaden paparazzo nie zrobił mu zdjęcia, bo nawalony mistrz to dopiero sensacja. Więc nawet jeśli coś wypił, to nie mogło być z nim aż tak źle. Nie wiem, nie zajmuje to mojego czasu.
Bardziej w tej sytuacji interesujące jest to, jak bardzo ludzie potrafią przełączyć się z trybu myślenia w tryb bezmyślnego powtarzania, gdy mogą wyrazić swoją opinię związaną z sensacyjnym newsem. Nagle nawet najbardziej zapalczywi gramatyczni naziści przestają dostrzegać błędy kogoś, kogo do tej pory nazywali dziennikarzyną, udostępniają post z serwisu, który głośno hejtowali, krytykują lub chwalą bohatera historii zamiast popatrzeć na temat trzeźwym okiem.
W temacie zgubionego medalu Pawła niewielu zapytało, jaka jest wersja zawodnika. Wielu natomiast wypowiedziało się: krytykując reprezentanta za to, że hańbi flagę lub chwaląc go za to, że świętuje po polsku. Dopóki jest sensacja, do której mogę jeszcze dorzucić swoje zdanie, fakty schodzą na dalszy plan. I wątpię, by w tym temacie coś uległo zmianie.
Anonimowość daje dużo swobody. Raczej się to nie zmieni.
Przy wielu okazjach mam możliwość przekonać się, jakich dziwnych mam znajomych na fejsbuku – przy tej było podobnie. Najpierw dowiedziałem się o tym, że zostawił medal w taksówce i błyskawicznie go odzyskał, a dopiero potem kopiąc głębiej dotarłem do plotek. :D