Piątek, piąteczek, piątuuuunio! Czyli dzień, w którym zwykle dopada mnie leń i tego lenia staram się sabotować (pisałem o tym tutaj). Sabotuję więc. Decyzja dotycząca tego szalonego wyzwania zapadła wprawdzie już wcześniej, ale dopóki jest szansa na rezygnację, to tak naprawdę furtka zostaje uchylona. Dzisiaj zamykam furtkę. Nie ma odwrotu.
Na ostatnim kilometrze Kieratu miałem łzy w oczach, bo wiedziałem, że za kilka chwil doczołgam się na metę. 27 i pół godziny marszu, wspinaczki, szukania trasy. I niezwykła duma na mecie. Jednak po pewnym czasie w głowie rodzi się głód i chęć zrobienia czegoś bardziej ekstremalnego. Tym czymś będzie Bieg 7 Dolin w Krynicy.
100 kilometrów, 16 godzin, 4400 metrów przewyższeń. To jeden z najbardziej wymagających ultramaratonów w Polsce i największe wyzwanie biegowe jakiego kiedykolwiek się podjąłem. Sama myśl o tym biegu powoduje skok adrenaliny. Będzie fantastycznie, chociaż na mecie ból pewnie będzie nie do opisania. Ale satysfakcja również. Czad :D! Nie może się nie udać.
Jak dobrze rozpędzę się w Krynicy, to później będzie ciężko się zatrzymać, dlatego hamowanie rozłożyłem na 3 etapy: maraton wrocławski, maraton warszawski i maraton poznański. Sumując wszystkie cztery biegi: w ciągu 6 tygodniu pokonam 226 kilometrów. Zobaczymy, do czego zdolny jest ten 25-letni organizm :).
Jak sabotować i pokonywać głód, to na całego :).
:D siły, wytrwałości i powodzenia.
ja to w szoku… Trzymam kciuki, powodzenia! :)
Ale wyzwanie! Odważny jesteś, do takich świat należy ;) powodzenia!
Super! Gratuluje odwagi ! Na pewno się uda! :D