Nowe

Koszmary do wynajęcia

Czyli o 4 rzeczach, które warto sprawdzić, gdy szuka się mieszkania lub pokoju do wynajęcia. Bo to, co w ogłoszeniu i to, co w rzeczywistości, to czasami dwie różne rzeczy.

Nie lubię szukać pokojów do wynajęcia. Z drugiej strony lubię zmieniać miejsca, dlatego przeprowadzki są czymś, co dość często pojawiało się w moim życiu. Przez pierwsze 3 lata studiów, z różnych powodów, mieszkanie zmieniałem 6 razy, do dzisiaj nazbierało się ich z 10.

Ostatnio po raz kolejny szukałem mieszkania. Po dwóch dniach przeglądania ogłoszeń i 3 odwiedzinach postanowiłem shakować system i wykorzystać siłę Social Mediów:

Następnego dnia, dzięki pomocy cudownych znajomych i nieznajomych Facebookiwczów, miałem już pokój, dwa zaproszenia na kawę i przyszytą łatkę narcyza. Mimo wszystko w trakcie poszukiwań – i tych, i poprzednich – widziałem różne mieszkania. A ich właściciele mieli różne spojrzenie na 4 kąty, które oferowali. Zarówno jeśli chodzi o warunki, jak i opis lokum.

1. Nikt nie może u Ciebie nocować

Nie mówię o codziennym goszczeniu ludzi z Couchsurfingu ani dziewczyn poznanych na Tinderze, a o zwykłych gościach, którzy raz na jakiś czas odwiedzają dawno niewidzianych kumpli, czasami są z daleka, ale według żelaznej logiki właścicieli powinni dopłacić 50 zł za nocleg, bo mieszkanie szybciej się zużywa. Nie, to nie jest metafora. To jest wyciąg ze słów właściciela. Nie jednego.

Czy zgodnie z prawem właściciel może zabronić nocowania gości? Nie mogłem znaleźć informacji na ten temat, a pytanie – zauważyłem – pojawia się dość często, zasięgnąłem więc opinii dwójki prawników: Eweliny SroczyńskiejMaćka Wruka. Niestety dla lokatorów oboje byli zgodni – właściciel może próbować wprowadzić do umowy taki zakaz, zwłaszcza gdy wynajmujemy wyłączenie pokój i sprowadzanie gości mogłoby przeszkadzać innym współlokatorom. Poza tym nawet jeśli nie ma takiego zapisu na papierze, to umowa ustna również będzie wiążąca, o ile umowa pisemna nie stanowi inaczej.

Można więc próbować walczyć, ale nie mając pewności wygranej. Każdy ma prawo rozporządzać swoją własnością według swojego widzimisię. W tym i najemca. Nawet, jeśli jego roszczenie jest absurdalne.

2. Niezapowiedziane wizyty

Myślałem, że czasy, w których właściciel przyznawał sobie prawa do odwiedzania wynajmowanego lokum dawno minęły. Jednak podczas obecnych poszukiwań sympatyczna pani właścicielka jednego z mieszkań, które oglądałem stwierdziła, że ona musi go doglądać, bo bez niej to wszystko popadłoby w ruinę.

– To komu ona wynajmuje? Przedszkolakom? – pomyślałem i po 2 minutach w środku opuściłem mieszkanie.

Właściciel – poza pewnymi wyjątkami, jak np. awaria wywołująca szkodę – nie ma prawa wejść do wynajmowanego mieszkania ani pod nieobecność lokatorów, ani wtedy, gdy są oni w domu.

Niestety, mimo, że w tym przypadku prawo Was chroni, to jednak prawo swoje, życie swoje. Lokator zawsze jest na straconej pozycji. Chyba, że lubi się kopać z koniem. Ja nie lubię.

3. Pokój jest przytulny

Ściślej mówiąc: jest tak przytulny, że leżąc w łóżku możesz przytulić się do jednej i do drugiej ściany.

Jeśli marzysz o przygodzie rodem z Harrego Pottera (i nie chodzi mi o Hogwart, a o klitkę pod schodami), to taki pokój jest miejscem wymarzonym dla Ciebie. W innym przypadku jedynie zmarnujesz czas na zwiedzanie. Więc gdy zdjęcie przypięte do ogłoszenia jest dziwnie wąskie, to nie wmawiaj sobie, że białe pasy po lewej i prawej stronie to taki efekt, tylko olej wizytację. Chyba, że podejrzewasz mieszkanie o jakieś inne walory. Zwykle jednak tych walorów brakuje, a cena rzadko kiedy może być konkurencyjna w stosunku do innych – większych – ofert.

Jedynym plusem mieszkania w takim pomieszczeniu jest fakt, że mając dziewczynę nigdy nie ma problemu, kto będzie spał od ściany.

4. Jedynka w centrum

Kraków ma BARDZO rozległe centrum. Rozciąga się czasami nawet na Podgórze i blokowiska w pobliżu Opolskiej czy Kapelanki. Z kolei okolice centrum są widywane na Prokocimiu, Kurdwanowie i Ruczaju.

Osoba pracująca czy student któregoś tam roku nie da sobie robić wody z mózgu i doskonale wie, że dojazd do centrum z Podłęskiej wymaga cierpliwości. Ale osoba dopiero rozpoczynająca krakowską przygodę może się łatwo nadziać na tego typu zapowiedzi. Dlatego zawsze warto sprawdzić lokalizację na Jak Dojadę albo w mapach Google’a. Inaczej można się przejechać.

To moje ulubione absurdy związane z szukaniem mieszkania. Jakie są Wasze? Podzielcie się w komentarzach. A jeśli szukacie lokum to: powodzenia!

Podziel się wpisem:

Tags:

komentarze: 13

  1. Widzimisię piszemy bez spacji.
    #grammarnazi

  2. 5. Pisanie, że mieszkanie jest za 1000 zł. Wchodzisz w ogłoszenie, a tam 1000 zł + 450 zł czynszu administracyjnego + 200 zł media + 80 zł internet + prąd wg zużycia (100 zł w lecia, w zimie 700 zł, bo ogrzewanie elektryczne).
    Marnowanie czasu osób szukających dobrego mieszkania.

  3. Nie rozumiem, czemu dorobiłeś się łatki narcyza? Ot, fajny, szybki i skuteczny sposób na znalezienie pokoju :) Komuś to przeszkadzało?
    Ja najbardziej pamiętam „przytulną” kawalerkę – całą obłożoną płytami z dykty. Nawet drzwi z dykty. Przytulność właściciel wycenił na 1200zł, ale jednak stwierdziłam, że wolę bardziej skandynawskie wnętrza :P Od tego czasu mam awersję na wszelką przytulność…

    1. Zawsze znajdą się hejterzy ;)

  4. 5. Mieszkanie do lekkiego odświeżenia. Szukając lokum spotkałam się z sytuacją w której właściciel proponował, że odświeżymy sobie mieszkanie wedle własnego gustu, a on odciągnie koszty od kilku następnych czynszów. Myślę sobie – bomba!, będę mogła sobie pomalować ściany po swojemu i to nie na swój koszt! Bo sądziłam, że odświeżenie = pomalowanie ścian, ewentualne wymiany sokolików czy coś w ten deseń. Na miejscu okazało się, odświeżanie = kapitalny remont, ale panele na podłodze nie wchodzą w rachubę kosztów odciąganych od czynszu, bo to już luksusowe, a jak chcemy luksus to sami sobie musimy za niego zapłacić. (Gumolit chciał na tej podłodze położyć, czy co?!)
    Szukanie mieszkania/pokoju to ciężka przeprawa.

    1. Ciężka, szczególnie jeśli konkurencja poszukiwaczy jest duża i gdy zawsze znajdzie się ktoś, kto ostatecznie i tak weźmie mieszkanie, o ile lokalizacja jest niezła.

  5. Kolega szukając mieszkania z 2 znajomymi w moim mieście usłyszał, że nie mają myć podłogi tylko ją impregnować. Dodatkowo nikt nie mógł ich odwiedzać, nie chodzi o nocleg tylko nawet o przyjście na przysłowiową kawę. Na deser: w mieszkaniu były dodatkowe drzwi, więc pytają co to za pomieszczenie, za nimi była kuchnia sąsiadów, przejście odgrodzone lodówką, ale zostawał duży prostokącik, żeby sąsiada zobaczyć i powiedzieć dzień dobry. Cena: 1000 zł od osoby, jeżeli dobrze pamiętam ;)

    1. O jaki hardkor! Na takie koszmarki jeszcze nie trafiłem, ale słyszałem o mieszkaniu z łazienką przechodnią ;)

    2. Właściciel zakazal gosci po 22.Kiedy kolezanka zostala 15 minut dluzej rano na stole widniala kartka z „groźbą” o wypowiedzeniu. Kolejny wlasciciel kazal pytac o zgode jak chcialam polozyc szampon na polce czy papier toaletowy.. Chyba bez tych strasznych przezyc nie docenilabym teraz swojego wlasnego M :)

  6. „Klimatyczne poddasze w kamienicy” – to że w bramie kamienicy nozdrza gwałci brutalnie zapach browara i moczu to taki szczegół. Po wdrapaniu się ponad czwarte piętro okazało się, że piętra w kamienicy wysokie, ale poddasze… „przytulne” ;) Ściany z dykty, mikro kuchnia bez okna, a że był lipiec, po jakichś 30 sekundach byłam zlana potem. Klimatycznie było bardzo. Jeśli ktoś lubi klimat tropikalny z nutką klaustrofobii. :)

  7. Kilka absurdów z mojego doświadczenia:
    1. Chcieliśmy wynająć całe mieszkanie. Właścicielka oświadczyła, że będzie co tydzień sprawdzać nam czystość o.O
    2. „Nowoczesna” kamienica w centrum. Kable pamiętają jeszcze pewnie Stalina. W ciągu kilku dni: 3 stopione gniazdka, 2 przedłużacze, dym z bezpieczników i zjarane coś na klatce.
    Elektryk: zagrożenie pożarowe, trzeba kapitalny remont zrobić!
    Właściciel: eee, oni tylko tak straszą, w wachadłowcu też się czasem coś psuje (WTF?)
    3. Przy oddaniu mieszkania ziomek wyskoczył z rachunkiem za sprzątanie klatki schodowej. Tego w umowie nie było więc nie dostał. To straszył sądem. Nie zmienił zdania nawet po zacytowaniu mu ustawy która jasno mówi że to jego koszt. Co jakiś czas jeszcze dzwoni firma windykacyjna :D

  8. Mnie najbardziej śmieszy oraz jednocześnie irytuje pojęcie „wysokiego standardu” według krakowskich właścicieli. Pod pojęciem tym kryje się zazwyczaj w miarę czysta ściana, panele na podłodze oraz biurko z Ikei. Czy to jest wysoki standard? Wysokiemu standardowi odpowiada zazwyczaj tylko cena. Z drugiej strony jest duży popyt to i ceny wysokie, a jakość niska. Powodzenia wszystkim szukającym!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.