Jeszcze parę lat temu odpowiedź na to pytanie była jednoznaczna: na studia iść trzeba. Dzisiaj coraz częściej słyszy się, że te studia to w sumie może nie taki znowu dobry pomysł.
Gdy kilka lat temu pisałem maturę nie miałem wątpliwości, że kolejnym krokiem powinna być dobra, publiczna uczelnia, gdzie otrzymam porządne wykształcenie, które pozwoli mi zarabiać miliony monet w wieku 26 lat. Najlepiej Jagielloński, ewentualnie jakaś Warszawa. Prawie nikt, kto kończył liceum nie myślał o zakładaniu własnego biznesu. Nawet pierwsze rekiny MLM decydowały się kontynuować edukację. Bo magister to jest gość!
Minęło kilka lat, a eksperci w mediach coraz głośniej zaczęli krzyczeć, że te studia to wcale nie taki świetny pomysł i że fach w ręku równie dobry, jeśli nie lepszy niż 3 litery przed nazwiskiem. Eksperci dostali potężne poparcie w postaci liczb i słupków, które brutalnie obchodziły się z nami: zmierzającymi ku dyplomowi młodymi ludźmi. Niektórzy rzucali studia, decydując się iść na swoje. Inni kończyli je, na boku myśląc nad swoimi projektami, a jeszcze inni stawiali na jak najlepsze oceny. Większość jednak zastanawiała się: czy warto było iść na te studia?
Kolejne miesiące mijały, a internety zapełniały się młodymi celebrytami bez matury, social media ninjami bez studiów i przedsiębiorcami z pomysłem na siebie. Urzędy Pracy z kolei zapełniały się sfrustrowanymi magistrami nie mogącymi znaleźć zajęcia. Wielu z nich, gdyby mogło, cofnęłoby czas i podjęło inną decyzję. Ale zaraz… Czy ta decyzja była taka zła, czy może oni nie potrafią ogarnąć swojego życia?
Oczywiście, zawsze można zwalić winę na system. Ale można też zastanowić się, rozważyć wszystkie za i przeciw i podjąć decyzję, czy warto iść na studia? Szczególnie jeśli właśnie pisaliście maturę i myślicie o studiach dziennych.
Jakie mamy ZA?
1. Zmiana miejsca, zmiana znajomych, zmiana myślenia
Idąc na studia dzienne do innego miasta chcąc nie chcąc zmienicie znajomych. Nawet jeśli kilka osób z klasy idzie na ten sam kierunek, razem szukacie mieszkania i obiecujecie sobie przyjaźń na wieki to już dzisiaj Wam mówię, że w 99% przypadków to pieprznie jak w trakcie kampanii prezydenckiej. Większość znajomości albo rozpadnie się całkowicie albo więzi się rozluźnią. Ale nic nie szkodzi, bo pojawią się inni ludzie, często z innych części Polski, zawsze z innymi poglądami i doświadczeniami. I to jest niezwykle cenna rzecz, bo otwiera na różnorodność. A do tej coraz bardziej trzeba się przyzwyczajać.
Myślenie zmienia się na studiach nie w związku z nowymi rzeczami, których się uczycie, a w związku z poglądami i przekonaniami, które poznajecie. To bardzo wartościowe, szczególnie jeśli z domu wynieśliście ograniczające Was myślenie.
2. Sieć kontaktów
Ludzie to nie tylko przekonania, ale też kontakty. Na studiach macie możliwość poznania niesamowitych i wartościowych osób, którzy w przyszłości będą KIMŚ. I ci KIMSIE będą potrzebowali partnerów w biznesach i pracowników. A jeśli to nie oni, a Wy będziecie KIMŚ, to Wy będziecie szukać klientów i siły roboczej. A najlepiej pracuje się z tymi, których znamy, którym ufamy i z którymi popełnialiśmy żenujące czyny.
Na studiach poznacie ludzi, którzy Was zainspirują, stworzą z Wami ciekawe projekty i zaproszą na wydarzenia, o których istnieniu nie mieliście pojęcia.
3. Faza przejściowa przed skokiem w dorosłość
Studia to już nie szkoła, ale też jeszcze nie dorosłość. Nie będę tu pierdzielić jak stary dziad, ale sami mi kiedyś przyznacie rację. Studia to taki brodzik, w którym można się rozgrzać, zanim skoczy się na wody życia zawodowego. Niektórzy w tym brodziku siedzą dłużej, inni krócej, ale każdy, kto idzie na studia ma możliwość popluskania się i podjęcia decyzji, po jakich torach będzie pływać.
4. Czas na realizację planów i marzeń
Z racji tego, że na studiach już jesteśmy tacy samodzielni (ale w większości przypadków to rodzice płacą za mieszkania, a wożone obiadki wesoło stukają w plecaczkach), możemy pozwolić sobie na więcej. I to jest piękne, bo studia to najlepszy czas na realizację marzeń. Nagle okazuje się, że są tysiące sposobów na tanie podróżowanie, poznawanie ludzi, próbowanie nowych rzeczy. To, co wydawało się odległe, nagle jest na wyciągnięcie ręki. Warto łapać, i to łapać łapczywie. Bo po 6-7 latach zwykle jest już trudniej realizować każdą zwariowaną myśl.
5. Zniżki studenckie i rzeczy za darmo
Bilety za pół ceny. Do autobusu, pociągu, kina, teatru. Darmowe szkolenia. Zniżki w barach, pubach, klubach. Specjalne imprezy przygotowane z myślą o studentach. Masa projektów, zarówno lokalnych, jak i międzynarodowych. Wreszcie stypendia, konkursy i nagrody za osiągnięcia.
Do braku tych udogodnień najtrudniej było się przyzwyczaić po zakończeniu studiów.
6. Uczysz się tego, czego chcesz, ale raczej w wolnym czasie
To, że na studiach uczycie się tego, czego chcecie, bo sami to wybraliście, to taka ściema powtarzana przez nauczycieli. Cała masa przedmiotów z uczelni jest nie tylko nieciekawa, ale i bezużyteczna. Studia dają możliwość rozwoju pasji i zainteresowań, ale raczej w Waszym czasie wolnym, a nie w trakcie zajęć na uczelni. Ci, którzy mają odrobinę samozaparcia i chęci skorzystają z tej możliwości.
A co jest PRZECIW?
1. Ciągniesz hajsy od rodziców
Jeśli zamiast studiów wybierzecie pracę, to mniej więcej od 18 roku życia będziecie zarabiać na siebie i swoje utrzymanie. Dla jednych konieczność, dla innych wybór. Prawda jest jednak taka, że świadomość obracania własnoręcznie zarobionymi pieniędzmi jest o wiele lepsza niż wydawanie gotówki skapującej od rodziców.
No tak ? powiecie ? ale na studiach nie mam czasu na pracę. Jest na to wiele rozwiązań, a najprostszym jest praca dorywcza. Serwisy typu Fabryka Zleceń pozwalają Wam znaleźć szybko proste zlecenia, które możecie wykonywać w terminie, który Wam odpowiada i za cenę, która Wam odpowiada. Nie musicie chodzić codziennie do pracy, uczycie się i odciążacie rodziców.
2. Nie zdobywasz doświadczenia
Pracodawcy najczęściej narzekają na to, że osoby po studiach nie mają doświadczenia. A jeśli mają, to mocno je przeceniają. Najgorzej to jest z tymi, którzy walczą o dobre oceny na dyplomach. Są świetnie wykształceni, ale nie mają pojęcia o praktycznym zastosowaniu znanych technik. No dobra, to się zmienia, ale mimo wszystko, jeśli na studiach nie robisz czegoś dla siebie po godzinach (piszesz bloga, robisz praktyki, pracujesz, działasz w organizacji studenckiej), to zostajesz w tyle. I nawet średnia 5.0 na dyplomie czasami nie pomoże przeskoczyć wymaganych 2 lat doświadczenia na podobnym stanowisku.
3. Uczysz się rzeczy, które się nie przydają
Już wcześniej napisałem: to nie prawda, że wszystkie przedmioty na studiach będą Was interesowały. A nawet te, które wydawały się Wam interesujące często przestaną interesować z powodu osoby prowadzącego. Pasjonaci więcej nauczą się samodzielnie.
I zapomnijcie, że wszystko, czego się będziecie uczyć Wam się przyda. Zawsze trafią się przedmioty, na które będziecie patrzeć, jak na budowę pantofelka.
4. Zawalony cały dzień
Angielski o 7:55, 3 godziny okienka, ćwiczenia,wykład, godzina przerwy i jeszcze jedne ćwiczenia. Koniec przed 19. Tak wyglądają zajęcia na większości polskich uczelni, nie tylko publicznych. Jeśli nie jesteś mistrzem planowania, ogarnięcie tego burdelu będzie frustrujące, a często uderzy też po kieszeni, bo coś trzeba zjeść, a powrót do domu, obiad i jazda na uczelnię w godzinę zwykle jest jak mission impossible. Czasami człowiek chciałby nawet znaleźć jakąś pracę, ale zwyczajnie nie może, bo nie ma dyspozycyjności. Na studiach, w większości przypadków, zapomnijcie o nauce od 8 do 14.30.
Niby więcej jest za, ale te przeciw są jakby mocniejsze.Czy warto więc iść na studia? Moim zdaniem warto. Jeśli możecie pozwolić sobie na studiowanie dla samego studiowania, bo Wasza przyszłość zapisana jest w gwiazdach, to olejcie ten artykuł i składajcie papiery na zarządzanie albo politologię (jak i ja uczyniłem). A jeśli jednak studia mają Wam coś dać, to ogarnijcie sobie w trakcie tych 5 lat jakieś ciekawe zajęcia. Bo wiecie: czasy kujonów kończą się w 3 klasie liceum.
foto: DSCF1284 z photopin (license)
Wpis został edytowany we współpracy z Fabryka Zleceń.
Przez studia na pewno nauczyłam się kombinowania, zarządzania czasem czy kreatywnego uczenia się. Są zawody, do których studia są niezbędne ale według mnie większość to tylko wymysły i zapychacze na uczelniach. Myślę, że czasy kiedy mgr przed nazwiskiem było prestiżem odchodzą w niepamięć. Mimo wszystko, studia to wspaniała przygoda ale nie warto marnować czasu na kace i przesypianie całych dni. I warto mieć już w głowie plan na naprawdę dorosłego siebie :)
dokładnie ja swoje rzuciłem , ale na imprezy chodziłem dalej ;) Koleżanka też z Częstochowy studia skończyła na AP i z uczelni miała załatwione praktyki w trakcie , a po prace za ponad 10k w Norwegii .
Wszystkie techniczne kierunki i część związana z finansami również są opłacalne
Studia to najlepszy czas mojego życia. Ja jestem inżynierem, więc pracuję w swoim zawodzie, a ze znalezieniem pracy nie miałem wielkiego problemu. Dużo się udzielałem na studiach, działałem w kole naukowym, a pracę znalazłem na taegach pracy. I studia wycisnąłem jak cytrynkę.
Tak jak pisze Enka kombinowanie to podstawa. Bo zorganizować sobie czas w tak rozstrzelonym dniu to makabra. Ja żałuje że zmarnowałam trochę czasu na pierwsze, porzucone studia. Zajęcia od rana do nocy, tylko wiedza, zero praktyki – nuda. Drugie studia (bronie sie w lipcu) to inna bajka. W czasie okienek praktyki, wolontariaty, koła zainteresowań jakieś. Da się? Da się. Według mnie wszystko zależy od człowieka. I to w ogóle nie chodzi o to czy ktoś lubi i umie się uczyć czy nie, bo nawet jak nie lubi i nie umie to nauczy się tak kombinować, że studia skończy i zdobędzie tyle doświadczenia i fajnych przeżyć w trakcie że głowa mała. Czy warto? Warto jeśli chce Ci się robić coś poza, ponad program, często za darmo, a studiować tylko przy okazji. Nie warto jeśli robisz to tylko dla kasy, papierka i nie chce Ci się w nic angażować – w tym przypadku lepiej idź, zdobądź zawód i zarabiaj pieniądze.
W sensie nie warto studiować czegoś, co pózniej będziemy robić tylko dla kasy, tak? Jeśli tak, to się zgadzam, bo w samym studiowaniu pieniędzy nie widzę, chyba, że ktoś jest zawodowym stypendystą…
Tak tak. Chodziło mi dokładnie o to, ze idziesz na kierunek, bo po nim są rzekome pieniądze. I całe życie się męczysz, no chyba że zmądrzejesz gdzieś po drodze i się przebranżowisz.
Studiowałam dziennie i zrezygnowałam. 'Przeciw’ są jednak mocniejsze, bardziej wyraźniejsze. Poza tym studia są przyjazne dla mieszkańców akademika. Dlaczego tak uważam? Bo jak sam napisałeś 3 godziny okienka kontra powrót w tym czasie do domu to mission impossible. Do Warszawy zarówno w okresie liceum jak i studiów dojeżdżałam, znaczy mieszkałam poza Warszawą jakieś 30 km, które przejeżdżałam pksem, później wsiadałam do metra i niby w 1,5h byłam na uczelni (akademik wszak mi nie przysługiwał, bo ten czas nie był wystarczająco długi wg uczelni), a niektórzy z Warszawy ze swojej dzielnicy dojeżdżali dłużej, ale w obu przypadkach to się mijało z celem. Nawet jak masz koleżkę w domu studenckim i spokojnie mu się zwalasz na głowę to z czasem zwyczajnie Tobie będzie głupio, a także zechcesz odmiany. Przerobiłam siedzenie u znajomych w akademiku (którzy nota bene tam też lepiej się poznają), bibliotece, na wydziale czytając notatki na korytarzu, spacery po kampusie czy wyskoczenie do sklepu znajdującego się kawałek dalej, albo nawet galerii – ale tutaj kolejny minus – ciągniesz kasę od rodziców, co na dłuższą metę nie jest fajne. Masz ponad 20 lat i co? 'Tato daj na to’. Nawet jak rodzice dają Ci od razu jakąś sumkę, to niby spoko, ale w wirze imprez może nie wystarczyć. Gorzej jak dostajesz jak przyjdziesz i wyprosisz. Pracy nie ogarniesz, bo właśnie brak dyspozycyjności. A przedmioty albo sam uznajesz za bezużyteczne, albo Twoje pozytywne podejście do nich psuje prowadzący.
Nie żebym była tak negatywnie nastawiona, bo studia, które rzuciłam zwyczajnie mnie nie interesowały, źle trafiłam. Troszkę przez nacisk rodziców 'bo MUSISZ iść’, teraz robię sobie przerwę i pewnie zrobię kolejne podejście, ale na przemyślany kierunek i raczej na zaoczne. Teraz nie wyobrażam sobie nie mieć swojego prywatnego zastrzyku gotówki.
Pamietam tę presję, o której piszesz… U nas tez taka była. Z jednej strony rodzice, chociaż u mnie akurat z tym nie było problemów, a z drugiej koledzy i nauczyciele. Bo jak „wszyscy idą” to ja ma. Nie iść i zostać w tyle?
Studiowałam wspomnianą „nieszczęśliwą” politologię. W większości kierunek jest ciekawy, daje pogląd na wiele spraw. Natomiast kompletnie nie pasujący do naszego rynku pracy. Pewnie gdzieś głęboko wiem, że zmarnowałam 5 lat życia, ale staram się tym nie załamywać tylko szukać innych możliwości.
Studiowałam zaocznie. Był to mój świadomy wybór. Po maturze dostałam dobrze zapowiadającą się pracę, więc wybór był oczywisty. Uważam, że to była jedna z lepszych decyzji. Kiedy ja miałam już 5 letnie doświadczenie zawodowe, moi znajomy ze studiów dziennych byli przerażeni perspektywą skończenia studiów i rozpoczęcia się „prawdziwego życia”. Pewnie po czasie się to wyrównało i jesteśmy na podobnym poziomie. Ale wiem, że emocjonalnie dojrzałam szybciej. Na studiach zaocznych nauczyłam się – nie marudzić ;-) Dlaczego? Z powodu braku czasu. Nie miałam czasu na naukę, spotkania ze znajomymi, wolny czas. Musiałam pracować. Dlatego zmieniłam myślenie, przestałam marudzić i zaczęłam działać. Pogodziłam się z tym, że jest mi trudniej (wychodziłam z domu o 6, a wracałam po 18. Ciężko było się zmobilizować do nauki) i przestałam narzekać, a zaczęłam działać. Pamiętam, że w tym okresie byłam bardziej zorganizowana jak nigdy potem ;p Nagle znalazłam czas na przyjemności ;-) Paradoks tej sytuacji był taki, że łatwiej znajomym było się umówić na spotkanie ze mną niż z kimś ze studiów dziennych ;-)
Może studia nie przygotowują do życia, ale na pewno uczą zorganizowania, mobilizacji, cięzkiej pracy ;-)
Masz Andrzej rację z tymi plusami, tak na prawdę jedyną wartość jaką ja widzę w studiach to ludzie, kontakty, specyficzna zwariowana atmosfera i jakiś taki klimat którego nigdzie indziej nie ma.
Niestety te przeciw potrafią mocno przeważyć, ja pół roku wytrzymałem na studiach dziennych, nie potrafiłem znieść tego, że marnuję tyle czasu na bezwartościową naukę od ludzi którzy z praktyką mają tyle wspólnego co ja z hodowlą świerszczy. I teraz z jednej strony brakuje trochę tego codziennego kontaktu z życiem studenckim, ale z drugiej wolność uczenia się i robienia tego co mnie pasjonuje jest bardziej pociągająca :)
Teraz jesteś na zaocznych czy w ogóle porzuciłeś?
Jestem na zaocznych, a konkretnie na ASBIRO. Zdecydowałem, że jeśli mam cokolwiek studiować to coś maksymalnie przydatnego i praktycznego.
Najgorzej chyba z tymi hajsami… Zanim poszłam na te studia rok pracowałam i taka „niezależność” finansowa jest bardzo wygodna. A te „biedakowe studenty” to nie do końca stereotyp, zwłaszcza na kierunkach, które wymagają kasy na materiały.
Z przyjemnością czytałam artykuł…aż do ostatniego akapitu, który brzmi bardzo słabo i jest generalizowaniem, którego bym się tutaj nie spodziewała. Każdy, kto ma predyspozycje, ambicje i chęci znajdzie pracę po każdym kierunku, jeśli tylko jest on zgodny z jego zainteresowaniami i ma na siebie pomysł.
I tak, skończyłam zarządzanie. Z pracą nie mam i nie miałam problemu, więc jednak coś mi te studia dały. :)
Ej ej! Sam jestem po politologii i zarządzaniu ;). Dlatego wybrałem właśnie te kierunki jako przykład nie-idealny ;).
Krótko i na temat. Ja sprzeciwiłam się rodzicom i wybrałam kierunek, który był moją pasją i teraz wykonuje swoją pracę z uśmiechem na twarzy. Życzę każdemu właściwych wyborów. Bo mogłam iść na geodezję bo to dobry hajs w myśleniu rodziców. Tylko świadomość codziennej pracy wykonywanej z przymusu. Nie życzę nikomu. Przyjaźń z czasów studiów niezastąpiona :).
Dobrze, że nie poszłaś na geodezję. Moja siostra skończyła. Pracy jest mało, szczególnie na południu i szczególnie dla dziewczyn. Bycie w tym dobrym i ogarniętym niestety niewiele zmienia.
Najlepsze co wspominam ze studiów (przydatne w późniejszym życiu) to kontakty oraz umiejętność radzenia sobie w różnych warunkach. Oczywiście trzeba być świadomym, że studia w Polsce nie przygotowują do pracy. No chyba, że wybiera się studia za granicą. Oczywiście wiąże się to ze sporymi kosztami, jednak ludzie tam walczą o stypendia.
Ależ sobie wybrałeś termin na opublikowanie tego wpisu ;)
Od tygodni zastanawiam się czy było warto, a teraz jestem w jakimś apogeum załamania psychicznego po prawie dwóch latach, przed kolejną sesją.
Wybrałam jeden z najtrudniejszych kierunków w naszym kraju, a studiowanie tu i korzystanie z życia to dopiero mission imposible.
No zobaczymy, podobno mamy zarabiać miliady potem. Hehe
Informatyka?
inżynieria nanostruktur, wydział fizyki i chemii UW
Kończę właśnie studia i moim zdaniem nie umiem nic. To co pisze na licencjacie nauczyłam się sama z książek. Miałam w tym roku przygodę z drugim kierunkiem przez 6 miesięcy. Najwięcej co z niego wyciągnęłam to szkolenia, wykłady, kursy dodatkowe organizowane przez organizacje studenckie. :)
Zawsze coś ;)
zarządzanie złe?
Stereotypowo? Tak. W rzeczywistości? Zależy od człowieka.
Bo szczerze planowałam iść, nauczyciele i znajomi mówią, że to coś dla mnie, gorzej z rodzicami, którzy nie wierzą, że będę miała po tym pracę. A ja jestem tak niezdecydowana co do kierunku, że to masakra, a czas leci…
Szczerze mówiąc:
– jak wiesz, jakie są za i przeciw,
– wiesz, że ciężko znaleźć po tym pracę,
– wiesz, że podczas studiów musisz robić praktyki, działać w organizacjach i robić samodzielne projekty
– jesteś gotowa początkowo pracować na marne pieniądze lub myślisz o założeniu swojego biznesu
– masz pomysł na swoją karierę
To tak, Zarządzanie jest spoko kierunkiem i dużo z niego wyciągniesz.
Zarządzanie jako dziedzina jest fenomenalna. Jednak widziałem jak jest wykładana (WZ AGH) i to jest przerażające. Zerowe pokrycie z rzeczywistością, z resztą co o zarządzaniu ludźmi może wiedzieć człowiek który całe życie spędził na uczelni i nigdy nie miał zespołu pod sobą. Więcej z zarządzania można się nauczyć w organizacjach studenckich :)
Studia uczą mnie przede wszystkim życia. Ja akurat jestem na pedagogice specjalnej, ale to dobrze. Dlaczego ? Bo nie zakuwam regułek na pamięć, które i tak mi nic nie dają. Zawsze podchodzę do nauki w sposób : co zrozumiem to napiszę – tak na chłopski rozum. Dodatkowo, gdy wyjechałem z domu rozwinąłem się kulinarnie. Czas na gotowanie przychodzi najczęściej wtedy kiedy już na nic innego nie mam ochoty. Zmieniłem częściowo miejsce zamieszkania i częściowo znajomych, bo jak się idzie na studia, to paczka choć zgrana już się tak mocno razem nie trzyma. Poznawanie nowych ludzi zawsze wychodzi na plus, bo mają inne doświadczenia, bo nie jesteś przez n lat w toksycznym środowisku, bo zawsze możesz znaleźć znajomych z jakiegoś dziwnego miasta; a nóż w nim kiedyś wylądujesz.
Doświadczenia na żądnych studiach się nie zdobywa, bo one tego nie gwarantują, ale to też jest plus, bo najczęściej w efekcie nudy szukasz czegoś kreatywnego co by pomogło Ci się rozwinąć.
Czemu warto studiować i mieszkać w akademiku? Bo można zawrzeć znajomości na całe życie (koleżeńskie, partnerskie). Mieszkałam w akademiku i choć był przeznaczony dla trzech osób, przebywało tam znacznie więcej. Zawsze prowadzone były analizy (nie ploteczki), snute strategie. Ehh to były czasy :) To na piątym roku studiów zaczęłam pisać swoją książkę „Wyrok Koło Siedmiu Studentek”. Sam tytuł mówi, o przywiązaniu do studiów. Próbuję ją za darmo opublikować metodą – zdanie książki za komentarz na forum. Przyłączycie się…
Studia dzienne połączone z pracą naprawdę przygotowują do życia. Nagle człowiek dowiaduje się, że doba może mieć 30 godzin i na sen nie potrzeba aż tak dużo czasu, jak piszą w podręcznikach :) Kończyłam studia w SAN-ie w Warszawie, i mogę z czystym sercem polecić tę szkołę.