Jeśli przygotowujecie projekt już po raz trzeci, to doskonale wiecie, co należy poprawić, a co zrobić po raz kolejny dokładnie w taki sam sposób. Dlatego przygotowanie i robienie kolejnej edycji Hakuny było samą przyjemnością, naznaczoną jedynie odrobiną stresu. Dobry weekend.
Pamiętam, jacy byliśmy podjarani, gdy robiliśmy pierwszą Hakunę. Mimo, że każdy w naszym małym zespole ma duże doświadczenie w organizacji eventów, to kolejny nowy projekt jest zawsze dużym wyzwaniem i wymaga dobrego zaplanowania. Więc planowaliśmy i zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby było jak najlepiej. Z pierwszej edycji wyciągnęliśmy wnioski, poprawiliśmy rzeczy, które przeszkadzały uczestnikom i zrobiliśmy drugą Hakunę. Już z mniejszym stresem. Teraz przyszła pora na trzecią.
Nic tak nie cieszy, jak pozytywne ewaluacje.
Oczywiście, to nie jest tak, że byliśmy w 100 procentach pewni, że wszystko pójdzie prosto. Na początku w sumie tak zakładaliśmy, ale gdy zaczęły pojawiać się pierwsze niespodziewane wyzwania nasz hurraoptymizm został ugaszony. Okazało się, że poprzednich edycji mogliśmy wykorzystać jedynie procedury i schematy, ale ich zawartość trzeba było opracowywać na nowo.
Mimo wszystko ostatnia Hakuna była świetna, a ja bawiłem się niesamowicie każdą godziną spędzoną z uczestnikami i resztą zespołu. Tym razem warsztaty przeprowadziliśmy w przepięknej sali Wyższej Szkoły Europejskiej. W mojej prezentacji opowiadałem o możliwościach, które można (należy?) wykorzystywać, szczególnie, jeśli nie macie jeszcze męża i dzieci. Maju opowiadał o pasjach i ich finansowym wykorzystaniu, a Karolina starała się zainspirować ludzi do pomagania. Z ewaluacji wiemy, że się podobało. Nic tak nie cieszy, jak pozytywne ewaluacje.
W Hakunie chodzi nie tylko o to, żeby zdobyć jakąś wiedzę, czy posiedzieć na prezentacji. Przede wszystkim jest to projekt, który ma zainspirować innych do dziania się i rozwijania na wielu płaszczyznach. Podczas tej edycji zagraliśmy z ludźmi w Bubble Football. Po 7 minutach spędzonych w kuli wyglądałem tak:
Mocno niewyraźny Kozdęba. A moje płuca pracowały szybciej niż po niejednym maratonie. Świetna zabawa, która dopiero po dwóch dniach zaczęła objawiać się mocnymi zakwasami. Warto spróbować.
Fantastyczną okazała się też akcja na krakowskim rynku: każdy uczestnik miał za zadanie zebrać 5 autografów od przechodniów spotkanych w centrum miasta.To, co początkowo wydawało się nam (organizatorom) łatwym zadaniem (5? przecież to jest 2 minuty, dajmy im 30 do zebrania!) okazało się momentami dość czasochłonne, bo nie każdy chciał uwierzyć, że był widziany w TV ;).
Po raz kolejny przekonuję się, że na Hakunę przyjeżdżają najlepsi ludzie z całej Polski. Dzięki, że byliście tam z nami. Hakuna skończyła się 27 godzin temu. Od tego czasu zdążyłem już odwiedzić Olsztyn (511 km z Krakowa), a ten wpis publikuję z Wałcza (321 km od Olsztyna). W pohakunową dobę zrobiłem 832 kilometry. Dzięki za tego kopa, Hakuna! A tych, którzy nie byli zapraszam na kolejną edycję :). Mega-warto!
Fotografie popełnił: Artur Tymański
Szkoda, że nie byłem. Mam nadzieję, że na następną pojadę. Planujecie już jakiś termin?
Jeszcze nie, na pewno o zapisach będę informował przez newsletter więc polecam się zapisać :)
a ja może będę się trochę czepiać, ale… ” jeśli nie macie jeszcze męża i dzieci” – a co z żoną? :D
Z żoną to samo ;)
Pamiętam, że kiedyś szukałam info jak można dołączyć do akcji i nic nie znalazłam.. można liczyć że przed kolejną akcją będzie konkretne Info co i jak? :)
Chętnie bym spróbowała czegoś takiego :)
Sylfia, na każdą edycję mamy masę chętnych osób, zapisy zamykamy po godzinie od ich uruchomienia, więc nie promujemy projektu przez blogi, a przez grupę na fb i newslettera, więc zapisz się i będziesz dostawała informacje :) okienko newslettera powyżej.