Podróże

Jak przetrwać 17 godzin w autobusie?

tallin - autobus - 17 godzin Ja mówię TO - https://jamowie.to

17 godzin. Tyle trwała podróż do Tallina w jedną stronę. Dość długo. Autobus to nie pociąg. Przestrzeń jest ograniczona. 3/4 doby w takich warunkach wydaje się być mordęgą nie do przeżycia. Co zrobić, żeby nie umrzeć z nudów?

 42 godziny drogi do Grecji spędziłam śpiąc i rzygając na zmianę – powiedziała Gosia, gdy zapytałem ją, czy co robić podczas długodystansowych podróży autobusem. Słysząc taką odpowiedź zrozumiałem, że osoba z chorobą lokomocyjną nie jest najlepszym ekspertem od animacji czasu wolnego w autobusie.

To właśnie długa podróż sprawiła, że do Tallina ostatecznie pojechałem sam. Wcale się nie dziwię tym, których próbowałem zarazić ideą wyjazdu, bo faktycznie, prawie cały dzień na małej przestrzeni, z kolanami pod brodą, to nie jest to, co misiaczki lubią najbardziej. Ale wiedziałem na co się piszę.

Po pierwszym roku studiów, gdy jechałem do pracy do Anglii, w autokarze spędziłem chyba nawet kilka godzin więcej. To był jeszcze okres, w którym twierdziłem, że nigdy w życiu nie wsiądę do samolotu i byłem w 100% przekonany, że zdania nigdy nie zmienię. Dopiero kilka lat później, niczym wytrawny polityk PSLu, zrewidowałem swoje poglądy. Ale dzięki tamtej podróży wiedziałem, że kilkanaście godzin w autobusie da się przeżyć.

W tym 2009 roku to były trochę inne czasy. W autobusie nie było gniazdek elektrycznych i WiFi. Wszystkie miejsca zajęte, w większości przez ludzi wyruszających, często po raz pierwszy, w poszukiwaniu lepszego życia i perspektyw. Duże emocji, dużo historii. To było 6 lat temu, może 7, a mi się wydaje, jakby od tamtego czasu minęła cała wieczność.

Wtedy faktycznie te kilkanaście godzin w busie było wyzwaniem. Dzisiaj i głowa pełna innych przekonań i podróżowanie stało się dużo prostsze. Więc długa podróż nie była dla mnie przeszkodą nie do przeskoczenia. Tym bardziej, że bardzo chciałem zobaczyć Tallin, a bilety były śmiesznie tanie.

2 bilety, czy Andrzej Król Cebuli

Jeden bilet do Tallina kosztował 20 złotych. Więc kupiłem sobie 2. Po pierwsze z myślą o tym, że być może ktoś na spontanie zdecyduje się jednak towarzyszyć mi w tripie. Po drugie wiedząc, że 2 siedzenia to 2 razy więcej miejsca, a więc podróż w dużo lepszych warunkach. Wiecie, w sytuacji, w której mamy wypełniony po brzegi autobus zawsze mogę przycebulować i na pytanie: Przepraszam, można? odpowiedzieć: Przykro mi, tu jest zajęte. O kumpla czy koleżankę zawsze się możecie oprzeć i jakoś sobie poradzicie. Ale z obcą osobą? Ja miałbym opory.

Więc miałem 2 bilety. Okazało się, że niepotrzebnie, bo autobus nie był aż tak wypełniony, każdy miał wystarczająco przestrzeni dla siebie, ale wiedziałem, jakie jest ryzyko. Mając więc 2 miejsca rozlokowałem się w miarę wygodnie i wepchnąłem nogi w wąską szparę między siedzeniami. Kiedyś w Polskim Busie było dużo więcej miejsca na nogi. To nie jest moje wydaje mi się. W Wilnie mieliśmy przesiadkę – z Polskiego Busa na Polskiego Busa – i przestrzenie w tym drugim autokarze, wyraźnie starszym i bardziej zniszczonym, były sporo większe.

Nawet z tą większą przestrzenią na nogi bus pozostaje jednak busem. Nie przejdziecie się po wagonach, nie pójdziecie do WARSa, co najwyżej skorzystacie z toalety. Dobre i to, ale mimo wszystko nie będziecie chodzić co pół godziny załatwić się, bo i to się w końcu znudzi. Jak więc poradzić sobie w tak długiej podróży? W sumie nie odkryję przed Wami jakichś nieznanych zakamarków wszechświata. Rzeczy, o których piszę są całkiem oczywiste, ale powiem Wam, co robiłem jadąc do i z Tallina, aby umilić sobie długą drogę.

Książki – we wtorek byłem na fenomenalnej prezentacji Tomka Michniewicza, który promuje właśnie swoją książkę Świat Równoległy. właśnie tę pozycję zabrałem ze sobą w wersji papierowej, a na iPadzie miałem jeszcze Psa Baskerville’ów, którego ostatnio polecał mi Piotrek pod wpisem o kryminałach. Obie świetnie się czyta, żadnej nie skończyłem.

Filmy i seriale – jako, że akurat z prądem w Polskich Busach nie ma problemów, to laptop wypełniony filmami i serialami sprawdził się idealnie. Między innymi odświeżyłem przykurzone Siedem Finchera, obejrzałem rewelacyjnego Ant-Mana i bardzo słabego Hitmana. Na ambitne kino nie miałem siły.

Jedzenie – jako, że od kilkunastu dni staram się zdrowo odżywiać, jeść 5 posiłków, zaplanowanych i mniej więcej zmierzonych pod względem liczby kalorii, do busa zabrałem pudełko kurczaka z warzywami, pół kilograma marchewek i jabłka do gryzienia. Ostatnio cały czas chrupię marchewki, gdy tylko dopada mnie głód. Jak macie jakieś lepsze zamienniki to poproszę, bo zaczynam się nudzić.

Gry na iPadzie – tak, jestem dzieckiem. Candy Crash Saga i jakieś inne logiczne gierki bardzo się przydały, gdy miałem już dość czytania i oglądania filmów.

Poduszka – długo zastanawiałem się, czy brać poduszkę, koc, czy jedno i drugie, ale w końcu wybór padł na tę pierwszą rzecz. Może jasiek nie jest najporęczniejszy w transporcie, ale podnosi komfort podróży o kilka stopni. Nie wyobrażam sobie przetrwania tego wyjazdu będąc opartym o zimną szybę. Poduszka spełniła zadanie.

I tak naprawdę to cały podręczny zestaw, który mi towarzyszył. Mówiłem, nie jestem odkrywczy. Te rzeczy wystarczyły, żebym miło spędził podróż. Zdecydowanie nie nudziłem się. Prawdopodobnie dlatego, że nie liczyłem czasu. Z rzadka sprawdzałem, która jest godzina, nie liczyłem ile jeszcze do końca, kiedy dojedziemy. Trwałem trochę w półśnie – film, książka, drzemka, gry, książka, drzemka, film; przegryzając cały czas jabłka i marchewki. Udało się. Nie było strasznie. Było wręcz sympatycznie.

Jeśli Wy zabieracie w dłuższą podróż jakieś inne gadżety, dajcie znać w komentarzach. Na pewno jeszcze nie jeden długi trip przede mną i przed Wami, może w następnego pojadę z czymś więcej w plecaku.

Podziel się wpisem:

Tags:

komentarze: 7

  1. 17 godzin to pikuś. :) Ja do Bułgarii, Albanii i Grecji autokarem jechałam, nie pamiętam ile godzin dokładnie, ale dwie noce w autokarze spędzone. I nie ma możliwości wykupienia dwóch miejsc, ale na szczęście zawsze podróżowałam z mężem. Z kimś obcym obok byłoby dużo trudniej. Ze wszystkim się zgadzam co napisałeś, i mam jeszcze kilka rad od siebie, ale też wpadłam na ten genialny pomysł i napisałam o tym u siebie na blogu. :)

    1. Ale chyba jeszcze nie napisałaś, bo widzę kosmetyki, pielęgnację i dynię jedynie ;)

  2. I w sumie nie napisałeś jednej rzeczy, która mnie najbardziej ciekawiła :) – czy Polski Bus robił jakieś dłuższe przerwy po drodze, żeby można było rozprostować nogi, ewentualnie skoczyć po coś do jedzenia? Bo poczęstunku na ich liniach już chyba nie da się uświadczyć.

    Sama jechałam już kiedyś w dłuższe trasy autokarem – właśnie też do Grecji a potem do Hiszpanii, ale w obu przypadkach były co jakiś czas nawet prawie godzinne postoje, podczas których można było zamówić posiłek w restauracji, czy skorzystać z 'normalnej’ toalety. Dlatego ciekawiło mnie jak to wygląda z Polskim Busem :)

    1. Nie robią. W pierwszą stronę mieliśmy krótki postój na granicy polsko-litewskiej, ale nie było tam ani miejsca na siku, ani restauracji. Poczęstunek dają tylko w ofercie Premium (Polski Bus Gold). W zwykłych PBusach już nie.
      Dla mnie akurat brak godzinnych postojów to plus, bo dojeżdżamy szybciej :). Więc jak w drodze powrotnej jedynym postojem była zmiana autokaru, to mi to pasowało :)

  3. Pierwsze, co mi się nasuwa – to dlaczego mnie mnie wziąłeś? A dwa… ja jestem hartem. Z chórem zjeździłam całą Europę. Na Sycylię jechałam jakieś dwa dni wliczając w to prom i krótkie zwiedzanie Wenecji, znam już tyle kombinacji siedzeniowych i leżeniowych, że mogłabym książkę napisać :D

    1. A widzisz, jakbym wiedział, to bym brał eksperta ze sobą ;).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.