BiznesPraca

Moje pierwsze 7 prac – #myfirst7jobs

MyFirst7Jobs - Moje pierwsze 7 prac - Ja mówię TO - https://jamowie.to

Wśród moim pierwszych siedmiu prac znajduje się moja ulubiona, moja pierwsza zagraniczna, taka której w ogóle nie pamiętam i taka, przez którą wylądowałem na policji. A to tylko 4 z 7. 

#MyFirst7Jobs – pod tym hasztagiem ludzie zamieszczają wpisy, w których dzielą się swoimi pierwszymi siedmioma pracami, które wykonywali w życiu. Zwykle omijam łańcuszki internetowe szerokim łukiem, ale ten jest na tyle ciekawy, że postanowiłem wrócić myślami do swoim pierwszych zajęć, które można określić mianem PRACY.

Roznosiciel ulotek

Pierwsza praca, którą dostałem. Bez rozmowy, bez CV, za to z mamą, która musiała podpisać za mnie dokumenty, bo nie miałem wtedy skończonych 15 lat. Za oszałamiającą, jak na tamten wiek, kwotę 20 złotych miałem roznieść po domach 50 ulotek Towarzystwa Emerytalnego.

Jeśli dobrze pamiętam zapłacono mi z góry i nikt nie kontrolował tego, czy wykonałem swoje zadanie. Nie była to ani ambitna ani wymagająca praca, ale kilka lat później wylądowałem przez nią na policji i w sądzie.

Okazało się, że ludzie, którzy prowadzili punkt w moim mieście i z którymi podpisałem umowę, byli naciągaczami, a po kilku latach organy ścigania dobrały im się do majtek. Ściągnięto mnie na mielecki komisariat, gdzie złożyłem zeznania i dokonałem rozpoznania na podstawie okazanych mi zdjęć. Nigdy wcześniej nie byłem tak zdenerwowany, jak w tamtym momencie, mimo że występowałem w roli świadka.

Podpisałem zeznania i gdy już całkowicie zapomniałem o sprawie dostałem wezwanie do sądu, tym razem do Rzeszowa. W sądzie po raz kolejny złożyłem zeznania i na tym sprawa została zakończona. Nigdy nie dostałem informacji na temat tego, jak i gdzie skończyli moi pierwsi pracodawcy.

Promotor / konferansjer

Połowę swoich nastoletnich weekendów przestałem w mieleckich supermarketach. To właśnie tam zaczęła się moja przygoda z wystąpieniami publicznymi i sprzedażą. Kilka razy w miesiącu wkładałem spodnie od garnituru, eleganckie buty i białą koszulę i spędzałem 10-12 godzin na przemian słuchając listy przebojów TESCO i proponując klientom towar, który akurat był na promocji. Pierwszym produktem, który promowałem był extra miękki papier toaletowy Regina. Stawka? 5,50 zł na godzinę.

Praca na promocjach dużo mnie nauczyła i była też pierwszą, w której dostałem awans na stanowisko managera. Miałem już wtedy jakieś doświadczenie, całkiem niezłe wyniki i najlepiej wypełniłem testy osobowości otrzymane od rekrutera. W wieku 17 lat miałem pod sobą zespół hostess i promotorów, a fakt ten eksponowałem później w każdej wersji mojego CV.

Na promocjach pracowałem ponad 6 lat, wciągając do tego biznesu mojego brata, znajomych i znajomych znajomych. Dzięki tej pracy nauczyłem się rozmawiać z ludźmi i przedstawiać oferty. Uodporniłem się na NIE wykrzyczane w twarz i zmagałem z wieloma bezsensownymi procedurami, które utrudniały efektywną pracę. Genialne doświadczenia, które wykorzystuję do dziś.

Merchendiser

Jak już wspomniałem, dużą część nastoletnich weekendów spędziłem w mieleckich supermarketach. To nie było duże środowisko, co tydzień przez zaplecze przewijały się te same postaci. Pracując dorywczo dla jednej marki bez problemu można było złapać dodatkową fuchę i taką fuchą było dla mnie dokładanie towaru na półkach. Nie było to najciekawsze i najbardziej rozwijające zajęcie, ale czasami trafiały się jakieś ciekawe zlecenia stanowiące miłą odmianę dla znudzonego rutyną merchendisera.

Budowniczy dróg

Tę pracę charakteryzują 4 rzeczy. Po pierwsze, to była moja pierwsza praca na umowę o pracę. Po drugie, nigdy nie dostawałem niższej stawki za godzinę niż budując drogi: niecałe 5 złotych brutto. Po trzecie, w pracy tej potwierdziły się wszystkie stereotypy dotyczące polskiego budowlańca, łącznie z zaczynaniem roboty od flaszki wódki i pogwizdywaniem na przechodzące dziewczęta. I po czwarte: chociaż była to najcięższa praca, jaką kiedykolwiek wykonywałem, to wspominam ją najmilej. Mimo że mój język ucierpiał i po dwóch miesiącach nie mogłem zbudować zdania bez użycia wulgaryzmów, to codzienne powroty do domu ze świadomością porządnego przepracowania całego dnia były czymś fenomenalnym.

Pracując na drogach poznałem ludzi mających całkowicie odmienne spojrzenie na świat: ludzi, którzy tęsknili za komuną, żyli w swoim małym świecie, a smutki topili w literatkach Żytniej. Nigdy do końca nie rozumiałem ich podejścia do rzeczywistości i chociaż przez wiele lat uważałem je za gorsze, to dzisiaj wiem, że było po prostu inne.

Pracownik sortowni warzyw w Anglii

To była moja pierwsza praca i mój pierwszy samotny pobyt za granicą. Mieszkałem w niewielkiej wiosce niedaleko Nottingham. Od miasta dzieliło mnie kilkanaście kilometrów, od fabryki warzyw kilkadziesiąt metrów. I te kilkadziesiąt metrów było prawie całym moim światem. Wtedy nie wyobrażałem sobie, żeby zwiedzać Anglię samodzielnie.

Wyjechałem do pracy jak typowy emigrant, chcący przywieźć jak najwięcej siana do Polski. Potrzebowałem kasy, bo zacząłem działać w AEGEE i weekendy wolałem spędzać na szkoleniach i zjazdach studenckich niż w pracy. Oszczędzałem jak mogłem, pracowałem ile mogłem. Mieszkałem z Polakami i pracowałem z Polakami praktycznie nie używając języka angielskiego. Z obcokrajowcami rozmawiałem może 10 razy, na pewno nie więcej.

Wtedy myślałem, że robię dobrze. Dzisiaj wspominam to z lekkim rozbawieniem. Więcej rzeczy widziałem w Belgradzie, w którym byłem 5 godzin, niż w Anglii. To była ostatnia taka podróż.

Telemarketer

Wytrzymałem 2 tygodnie pracując na słuchawce i umawiając ludzi na spotkania z doradcami finansowymi. Zwolniłem się, gdy wyszło na jaw, że szefostwo kręci wałki, a fundusz emerytalny, który mieliśmy polecać wcale nie znajdowało się na jednej z czołowych pozycji w rankingach (jak uczono na szkoleniach), a dogorywało gdzieś w ogonie.

Dwukrotnie pracowałem w branży finansowej, dwukrotnie okazało się, że pracuję dla naciągaczy. Wcale się nie dziwię, że ludzie nie ufają doradcom finansowym. Na tym rynku na pewno jest równie wielu specjalistów, co oszustów.

Składacz zabawek i gadżetów

Nie mam pojęcia, jak nazwać stanowisko, na którym pracowałem w fabryce gadżetów. Składacz będzie najodpowiedniejszym określeniem. To była jedna z moich pierwszych siedmiu prac, ale praktycznie wcale nie pamiętam, co tam robiłem i z kim pracowałem. Nie pamiętam nawet jak nazywała się firma. Pamiętam, że praca była na 3 zmiany, w fabryce śmierdziało topionym plastikiem, a budynek mieścił się gdzieś na Zabłociu. Gdybym nie robił tego zestawienia, to chyba wciąż nie pamiętałbym, że pracowałem w tamtym miejscu.

 

Tak wygląda zestawienie moich pierwszych siedmiu prac, o ile weźmiemy pod uwagę pracę w miejscach, które można określić firmami. Jeśli jednak potraktujemy pracę jako czynność, za którą otrzymuje się wynagrodzenie to moimi pierwszymi pracami będą aktor występujący w rodzinnych przedstawieniach oraz kolędnik. To pierwsze zajęcie może nie było wiele dochodowe, ale drobnych wystarczyło na zaspokojenie dziecięcych potrzeb. To drugie było pokaźnym zastrzykiem gotówki. W ciągu kilkunastu lat kolędowania zarobiłem kilka tysięcy złotych, za które kupiłem z braćmi nasz pierwszy komputer.

 

Jeśli z kolei potraktujemy pracę jako celową działalność człowieka, w ramach której dostarczane są dobra lub usługi i pominiemy kwestię zarobkową, to dwiema z pierwszych 7 prac, jakie wykonywałem, były działalność w AEGEE-KrakówAEGEE-Poznań oraz praca w redakcji nieistniejącego już portalu FCB24.com. Mimo że pracowałem w tych dwóch miejscach praktycznie całkowicie za darmo, to właśnie tam nauczyłem się najwięcej i dzięki tym zajęciom jestem teraz tu, gdzie jestem.

A Wy pamiętacie swoje pierwsze siedem prac, czy też macie dziury w pamięci?

Podziel się wpisem:

Tags:

komentarze: 6

  1. hehe mam podobne CV ;P Zgadzam sie praca na budowie uczy pokoru i daje satysfakcje – „ooo widac od razu mur ktory wybudowales ale fundament ktory wylales!”

    1. Dokładnie :D Do dzisiaj można się przejechać drogami, pod które rzuciłem swój kamyczek ;)

  2. Nie wspomniałeś w rozwinięciu; czy tą ulubioną pracą była eksponowana później praca promotora / konferansjera?

    1. Nie, praca na budowie dróg :)
      Konferansjerka też była zawsze bardzo fajna i dawała dużo radości, ale praca fizyczna, to jest to :)

  3. Przeczytałam już z 30 różnych blogerowych #MyFirst7Jobs i łącznie z moim zauważyłam zależność. Każdy z nas najmilej wspomina najcięższą pracę i to tę fizyczna ;] Ciekawe dlaczego? Może to o czym mówisz „świadomość porządnego przepracowania całego dnia” ??

    1. Pewnie coś w tym jest.
      Ewentualnie może chodzić o to, że to w sumie miło wspomina się ciężkie rzeczy, które są już dawno za nami :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.


Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.